CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
Będziemy bardzo wdzięczne ♥
Rozdział jest z najspecjalniejszą dedykacją dla Oli!
Wszystkiego najlepszego po razu drugi! ;*
Miłego czytania! ;3
*** Oczami Victorii ***Rozdział jest z najspecjalniejszą dedykacją dla Oli!
Wszystkiego najlepszego po razu drugi! ;*
Miłego czytania! ;3
" - Kocham cię. - doskonale słyszę ten dobrze mi znajomy głos, przez który mam dreszcze na plecach. Ten, którego mogę słuchać godzinami, ten, który chciałabym, aby zawsze mnie budził, aby zawsze był przy mnie, aby mnie pocieszał w najgorszych chwilach życia, aby mnie rozśmieszał do łez. Myślę, że te słowa są skierowane do mnie. Od razu się odwracam. Dopiero teraz zauważam, że znajduję się, w pokoju czarnowłosego. W ciągu sekundy wstrzymuję oddech. Moje serce przyspiesza. Widzę ich razem na łóżku. Zayn i Perrie. Śliczna blondynka śpi, a chłopak pochyla się nad nią i delikatnie całuje. Czuję okropny ból w mojej klatce piersiowej. Coś wywierca w niej jakąś dziurę. Biała kołdra zakrywa tylko dolną część jego idealnie wyrzeźbionego ciała. Jest rozebrany. Widzę cały jego tors oraz wszystkie wspaniałe tatuaże. Nawet z tej dość dużej odległości dostrzegam ten, który mnie zawsze interesował. Czarne serce znajdujące się w "najważniejszym miejscu". Teraz koło niego widnieje czarny jak heban, ozdobny napis "PERRIE". Chcę się cofnąć, lecz nie mogę. Łzy zaczynają tworzyć się w kącikach moich oczu. Wiedziałam, że chodziło mu o coś, czy o kogoś ważnego, ale nie zdawałam sobie sprawy, że chodzi o nią. O Perrie. Mogłam się tego spodziewać. W końcu to jest najwspanialsza Perrie, która nie może się z nikim równać. Jest po prostu idealna. Nie wiem jak, ale jeszcze bardziej przybliżam się do pary. Nie chcę tego. Walczę, ale przegrywam tę bitwę. - Kocham cię i zawszę będę, rozumiesz?. Jesteś całym moim światem. Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś jedyną rzeczą, jakiej potrzebuję. Jesteś moim powodem, by żyć. Liczysz się tylko ty. Nikt więcej. To był wspaniały sylwester, Pezz. Najlepszy w moim życiu, kochanie. Chcę, aby cały następny rok był taki sam, jak ten wieczór i noc. Aby każdy następny był taki sam. - mówi do niej, a dziewczyna w tym momencie się wybudza i zaczyna cicho chichotać. Na twarzy chłopaka pojawia się szczery uśmiech.
- Lubię ten tatuaż, Zayn. Jest najlepszy z tych wszystkich, które masz. Zdecydowanie. - szepce w jego stronę, dotykając ogromnego, czarnego serca. Chcę zatkać uszy, lecz nie mogę. Jestem całkowicie obezwładniona. Nie chcę tutaj stać! Chcę zniknąć! Nie chce tego słuchać! Niech mnie ktoś stąd zabierze! Upadam na ciemnoczekoladowe panele. Czuję ból. Tylko ból. Nic więcej. To on zawładnął nade mną.
- On jest dla ciebie. Ja jestem dla ciebie. Na zawsze. Do końca naszych dni. - szepce wprost do jej ust, po czym składa bardzo delikatny pocałunek na jej malinowych wargach.
Moje serce pęka. Rozrywa się. Ponownie.
Spadam w dół.
- Oj, Victorio, Victorio. Nie słuchasz się mnie, kochanie. Popełniłaś tym samym ogromny błąd. Bardzo poważny błąd. - mówi zakapturzony mężczyzna. Podchodzę bliżej, aby zobaczyć jego twarz, lecz nie jestem w stanie. Jego buzia jest rozmazana. Widzę tylko szczerą pustkę. Nic więcej. On trzyma El, zakrywając jej jedną ręką usta, a w drugiej trzyma nóż przy jej gardle. Serce podchodzi mi do gardła. Jestem przerażona.
- Nie rób jej nic. Proszę. - mówię błagalnie, na co chłopak się szyderczo śmieje, aż przechodzą mnie ciarki po plecach.
- Skarbie, jaka była umowa? - mówi do mnie bardzo groźnym głosem.
- To nie była moja... On mnie zmusił... - chcę się jakoś wytłumaczyć, lecz on tego nie chce w ogóle słuchać.
- Jaka była umowa?! Nie dotrzymałaś jej... Teraz ona będzie za to płacić. Każdy z twoich znajomych. Każdy po kolei. Będziesz patrzyła jak będą ginąć, a to wszystko będzie twoja wina. Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Ty będziesz winna ich śmierci. Nie zależało ci na nich. Myślałaś tylko o sobie. Nie o nich. Byłaś samolubna. - mówi, po czym ostrze przejeżdża po gardle brunetki. Doskonale słyszę, jak ono rozcina jej skórę. Chcę się wydrzeć, ale nie mogę otworzyć ust. Chcę się ruszyć, jednak nie mogę stawić kroku. Dziewczyna upada, a krew spływa po jej bladej już skórze. Robi mi się słabo. Chcę jej pomóc, jednak nie jestem w stanie.
"To twoja wina. Przez ciebie ona nie żyje. Jest martwa. Jej dziecko także. Zabiłaś dwie niewinne osoby." - słyszę. Zatykam uczy, jednak ten głos tylko staje się głośniejszy. On jest gdzieś głęboko w mojej głowie. To wszystko mnie pomału przytłacza. Słyszę płacz małego dziecka. Łzy spływają po moich policzkach. Na swoich rękach coś dostrzegam. Unoszę je. Widzę spływającą bordowo-czerwoną, bardzo gęstą ciecz. Płaczę coraz bardziej. To jest ich krew. To krew mojej przyjaciółki i jej nienarodzonego dziecka.
Chcę umrzeć.
Nie chcę tu być. Chcę zniknąć.
Widzę tylko ciemność.
Świat wiruje.
- Jeden znak, a on zginie. Zastanów się nad tym. Chcesz, aby to się stało? - przypomina, a nieświadomy nic Malik, dalej przyciska go do ziemi. Chcę jakoś zaradzić, jednak nie wiem jak. Mój ojciec lekko kiwa głową. Momentalnie zrywam się do biegu. Zdążę. Muszę. Nawet nie zastanawiam się nad tym, czy powinnam to robić. On musi wyjść z tego cało. Musi! Po sekundzie pada ogłuszający strzał. Zatrzymuję się w połowie kroku. Widzę czekoladowe tęczówki Zayn'a, które zostały pozbawione wszelkiego blasku. Nie wyrażają nic. Pustka. Chłopak bezwładnie upada na kolana, a następnie na ziemię. Z jego klatki piersiowej ubywa jeszcze więcej bordowej cieczy. Krzyczę. Nikt mnie nie słyszy. Podchodzę do niego, jednak nie mogę go dotknąć. Jestem duchem. Próbuję tysiąc, co ja mówię milion razy, jednak to nic nie daje. Staram się. Pragnę dotknąć jego skóry i mu pomóc. Nie mogę.
- Zayn! Zayn! Proszę cię! - próbuję zatamować ranę, jednak to nic nie daje. Nie mogę nic zrobić. Jestem bezużyteczna. Płaczę. Łzy swobodnie spływają po mojej twarzy. - Nie możesz mnie zostawić! Jesteś dla mnie za ważny! Zostań ze mną. Jesteś najważniejszy! Zostań! Umrę bez ciebie! Zayn! Zostań ze mną! Walcz! - krzyczę, ale to nic nie daje. To koniec.
On umiera. Ja także. Razem z nim.
Wpadam w czarną otchłań.
Trafiam prosto do bram piekła.
- Nie będzie bolało, jeśli nie będziesz się sprzeciwiać. Rozumiesz?! - słyszę dość głośne warknięcie mężczyzny. Rozpoznaję go. "James". Nagle przed oczyma pojawia mi się dziewczyna i chłopak. To chyba jest jakiś żart!
- Zostaw mnie. Błagam cię! Pomocy! Ratunku! - Walihya krzyczy. Nie, to nie może być ona! To jest, kurwa, nie możliwe. Czarnowłosy przyciska ją mocniej do ściany, kładąc przy tym rękę na jej ustach. Ogromny grymas bólu pojawia się na jej twarzy. Słyszę, jak głęboko i ciężko oddycha, chociaż znajduję się parę metrów o nich.
- Wołanie o pomoc też było w tej umowie. Masz być cicho, rozumiesz? Bo inaczej pożałujesz. Jeśli będziesz uległa, będzie zdecydowanie lepiej. - szepce, wprost do jej ucha, po czym szyderczo się uśmiecha. - A teraz się zabawimy, kochanie. Ładnie ci w tym cacku, jednak nie będzie ci to w żaden sposób potrzebne. - mówi, po czym gwałtownie i szybko rozdziera czarną sukienkę siostry Zayn'a, która bezwładnie opada na podłoge. Zostaje w samej bieliźnie. Staram się zrobić krok w przód, lecz nie jestem w stanie. Moje spojrzenie krzyżuje się ze spojrzeniem dziewczyny. "Pomóż mi! Victoria! Pomóż!" - mówi bezgłośnie. "Zostaw ją! Proszę Cię! Nie rób jej krzywdy" - próbuję powiedzieć, lecz żaden dźwięk nie opuszcza moich ust. Walczę sama z sobą. Nic to jednak nie daje. Czuję się słaba.
- Nie! Zostaw mnie! - dziewczyna krzyczy głośniej, przez co dostaje bardzo po twarzy. Stróżki łez spływają po jej czerwonych policzkach. Dalej się wyrywa, jednak to zupełnie nic nie daje. Jest bezsilna. Zdecydowanie za słaba, niewystarczająco silna, w porównaniu z nim.
- To nie jest, kurwa, żaden koncert życzeń! Zrozumiałaś?! - krzyczy, po czym mocniej przypiera ją do białej ściany. Krzyczę. Głowa mi pęka.
- Pomóż mi! Victoria! Błagam cię! Pomóż mi! Zabierz mnie stąd! - woła, a jej głos powoli staje się cichszy. Biegnę, jednak to nic nie daje. Z każdym stawianym przeze mnie krokiem oddalam się. Łzy napływają mi do oczu, po czym spływają po policzkach, tak jak brunetce.
To twoja wina. To wszystko.
Mogłaś to wszystko jakoś powstrzymać."
"Pomóż mi! Victoria!" - cały czas słyszałam przerażający i błagający o pomoc krzyk siostry Zayn'a. Rzucałam się na boki, uderzając przy tym o coś na prawdę twardego. Moje całe ciało było strasznie obolałe. Byłam cała ociężała. Czułam, jak łzy spływały po moich policzkach, a moje serce rozdzierało się na miliony malutkich kawałków.
- Victoria. Obudź się. Victoria, jesteś bezpieczna. Obudź się. Proszę cię! Zrób to! - usłyszałam te słowa, jak przez mgłę. Ktoś delikatnie dotknął moich zimnych policzków, a następnie je w całości objął swoimi gorącymi rękoma. Od razu moja skóra zaczęła mnie strasznie piec. Lód i ognień to nie jest czasami, za dobrze połączenie. Walihya i James zniknęli. Tak nagle. Oboje zaginęli w tych egipskich i przerażających ciemnościach. Chciałam biec i ich znaleźć, jednak nie mogłam. Nie byłam w stanie.
- Nie! Zostaw ją! Daj jej spokój! Waliyha! Wróć! Waliyha! Proszę cię! Zostaw ją! Weź mnie zamiast jej! Weź mnie! Tylko ją zostaw! Zrobię wszystko! Nie rób jej żadnej krzywdy! - krzyknęłam, w nadziei, że coś wskóram, jednak coraz bardziej znikałam w przerażającej ciemności. Cofałam się. Czułam okropny ból w klatce piersiowej. "Czyżby poczucie winy? To wszystko twoja wina, więc teraz takie powinno cię męczyć. Do końca twoich przeklętych dni." - usłyszałam te słowa, gdzieś bardzo głęboko w mojej głowie.
- Victoria. Kochanie. Obudź się. Victoria. Proszę cię. Zrób to. - usłyszałam cichy szept, tuż koło swojego prawego ucha. Gwałtownie otworzyłam oczy i ujrzałam czekoladowe tęczówki przed sobą. Zayn? Momentalnie wciągnęłam gwałtownie powietrze. - Spokojnie to tylko sen. Spokojnie. Uspokój się. Nic się nie stało. To był tylko sen. - powiedział, gładząc mnie po policzku. Mój oddech był nierównomierny i bardzo przyspieszony. Byłam cała przepocona, natomiast moja skóra niemiłosiernie zimna, wręcz lodowata. Z mojego czoła spływały pojedyncze kropelki potu. Moja tchawica była tak ściśnięta, że w pewnym momencie nie mogłam w ogóle zaczerpnąć żadnej dawki powietrza. Pomału robiło mi się słabo. Im bardziej się starałam, tym było jeszcze gorzej. Czułam się coraz bardziej zmęczona. Miałam mroczki przed oczyma. Nie mogłam złapać tchu. Kolejny raz. Powtarzało się to za każdym razem. Po śnie... koszmarze, bądź ataku paniki. Gestykulowałam rękoma, jakby to miało mi w jakiś najmniejszy sposób pomóc. Nie pomagało. Niestety. Dusiłam się. Z każdą sekundą było coraz gorzej. - Victoria. Spokojnie. To tylko koszmar. Nic więcej. Nie martw się niczym. Oddychaj. Zapomnij o wszystkim. Victoria, patrz się mi w oczy i oddychaj. Patrz i zapomnij o wszystkim co złe. Słyszysz? Victoria, patrz się mi w oczy i zapomnij o wszystkim co złego ci się przytrafiło. - powiedział, nakierowując moją twarz na niego. Zawsze kolor jego tęczówek - płynnej czekolady mnie uspokajał, jednak teraz tak się nie stało. Było coraz gorzej. Gardło mnie dosłownie paliło żywcem. Natomiast płuca rozdzierały całe ciało od wewnątrz. Nie mogłam oddychać, cała się trzęsłam. Zaczęłam się rzucać w każde strony. Panikowałam. Pomału traciłam kontakt z rzeczywistością. Pojedyncze kropelki łez spływały po moich policzkach. W półprzytomna opadłam na materac, mocno łapiąc się za szyję. Czy ja umieram? Teraz? Czy tak to właśnie wygląda? Czy to tak bardzo boli? W pewnym momencie poczułam, że się unoszę jak ptak. Pokój rozmazał mi się przed oczami. Nie wiedziałam co się dzieje. Moje ciało było kompletnie obezwładnione. Nie panowałam nad nim. Dopiero po chwili na swojej twarzy poczułam powiew bardzo zimnego, ale zarazem świeżego powietrza. Zayn od razu posadził mnie na jakimś krześle. Moja krtań się troszeczkę rozluźniła i byłam w stanie zaczerpnąć świeżą dawkę tlenu. Czułam się już lepiej. Z każdą sekundą było zdecydowanie lepiej. To pomagało. Czarnowłosy ukląkł przede mną. Był bardzo blisko. Szczerze? Teraz go potrzebowałam. Bardzo. Najbardziej. - Oddychaj. Spokojnie. Oddychaj bardzo powoli. Dobrze. Bardzo dobrze. Oddychaj. Nic się nie dzieje. Boże święty, nic ci się nie stało. Nic ci nie jest... - cały czas mówił, bardzo delikatnie gładząc moje policzki. Moje ciało nie miało już siły na szlochanie, więc łzy tylko spływały mi po twarzy, ale nawet to kosztowało mnie mnóstwo wysiłku. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że oboje znajdujemy się w pidżamach na dworze, gdzie delikatnie prószył śnieg. To zimno nie miało dla mnie żadnego znaczenia w tamtej chwili.
- Gdzie... Gdzie jest Waliyha i Eleanor? Czy one są bezpieczne? Czy nic im nie jest? Czy wszystko z nimi w porządku? - ledwo wydukałam w tamtej chwili. Wnętrze mojego ciała po prostu mnie wypalało, ale musiałam się upewnić, że wszystko z nimi w porządku. To nic, że to był tylko sen... A właściwie to nie był... Z Wal to nie był, żaden sen. To była rzeczywistość. To była rzeczywistość do której się przyczyniłam. Właśnie ja.
- W Londynie. - momentalnie odpowiedział. Lekko podniosłam swoją dłoń i delikatnie dotknęłam twarzy chłopaka, aby upewnić się, że to jest na prawdę on, nie żaden duch, lub coś w tym rodzaju. Pod swoją skórą poczułam kilkudniowy już zarost. Odetchnęłam z ulgą. Boże, nic mu nie jest. Jest cały i w pełni zdrowy. W ciągu sekundy chwyciłam jego kark, przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie, po czym się w niego wtuliłam. Był dosłownie rozgrzany, chociaż miał na sobie tylko dolną część szarych dresów. Zaczęłam płakać. Właśnie tak będzie za każdym razem? Tak będzie wyglądała każda następna i następna noc? To wszystko będzie mi się śniło? Z każdym kolejnym razem będzie się pojawiało coraz więcej szczegółów? Przecież ja tego nie wytrzymam. To jest już chyba za wiele jak dla mnie. Jestem silna tylko czasami. Ale tego nie przezwyciężę. "Nic nie odciska się w pamięci mocniej niż to, co chciałoby się zapomnieć." A ja chciałabym zapomnieć dosłownie o wszystkim, jeśli to tylko możliwe. O wszystkim.
- Spokojnie, nie płacz. Proszę cię. Wszystko jest w porządku. To był tylko koszmar. Nic im nie jest. Są bezpieczne. Słoneczko, uspokój się. Musisz to zrobić. Jesteś cała roztrzęsiona. - wyszeptał wprost do mojego ucha, na co jeszcze bardziej się w niego wtulam. Gdyby... Gdyby nie on to bym zginęła. Po prostu bym się udusiła. Sama bym sobie nie dała rady. Na pewno. Ja to wiem. Czułam, jak szybko oddychał, ponieważ jego idealnie wyrzeźbione mięśnie, pokryte czarnymi malunkami, naciskały na moją skórę. W pewnym momencie zawiało chyba trochę mocniej, w wyniku moje ciało mimowolnie zadrżało. Chłopak na chwile się ode mnie oderwał, po czym sięgnął, po jakąś czarną, bardzo dużą bluzę i przykrył moje ramiona. Chciałam zaprotestować, jednak chłopak posłał mi srogie spojrzenie. Chwycił zamek i go zasunął. Ja siedzę w jego bluzie, a on ma na sobie tylko szare spodnie dresowe. Nie no, fantastycznie. Swoimi palcami odgarnął swobodne kosmyki moich włosów, które opadły na moją twarz. Czułam jego subtelny dotyk.
- To moja wina. To przeze mnie twoja siostra została zgwałcona. To musiał być James. Słyszysz? To musiał być on. On chciał mnie. Nie ją. Ktoś wcześniej był u mnie w pokoju i to powiedział. On chciał mnie, Zayn. To nie było jej przeznaczenie, tylko moje. To mnie miało to spotkać. Teraz przeze mnie ona cierpi. To jest wszystko moja wina. Ona krzyczała do mnie. Prosto do mnie. Patrzyła się mi w oczy. Błagała o pomoc, jednak ja nie mogłam się ruszyć. Nie byłam w stanie. Rzucałam się, jednak to nic nie dawało. Biegłam, ale nie poruszałam się nawet o milimetr. Starałam się. On ją zabrał. Rozumiesz? To moja wina. - mówiłam, jak w amoku. Podejrzewam, że połowy z tych słów nie zrozumiał. Wypowiadałam się zdecydowanie za szybko.
- To nie jest twoja wina. Nigdy nie była. Po prostu się stało. Nie możesz się tym zadręczać. To nie musiał być James. Już ci to mówiłem. Było bardzo dużo pijanych kolesi na tej imprezie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ilu. Trzeba zapomnieć o przeszłości i żyć dalej. Dobrze? To nie była twoja wina, Victorio. Musisz mi uwierzyć. Proszę cię, odpowiedz mi. Wierzysz mi? - powtórzył, patrząc się mi głęboko w oczy i głaszcząc po policzku. "Wierzę w każde słowo, które opuszcza twoje idealne usta. Nawet to, które nie ma żadnego sensu. Powiedz, że trawa jest niebieska - uwierzę." Na początku się wahałam, jednak po chwili zebrałam się w sobie i odpowiedziałam.
- Wierzę. Wierzę ci, Zayn. Ja... Przepraszam. Po prostu przepraszam. - szepnęłam, spuszczając swój wzrok. Było mi ciężko. Miałam za dużo myśli w swej głowie. Ona dosłownie mi pękała. Moje nogi jeszcze delikatnie się trzęsły. Z resztą jak całe ciało. Nie wiem, czy to z zimna, czy z tego nadmiaru emocji.
- Nie masz za co przepraszać. To ja to powinienem zrobić. Przepraszam. Nie chciałem wtedy tego powiedzieć. Byłem wkurzony. No dobra wkurwiony. Działałem pod wpływem emocji. Nie panowałem nad sobą. Adrenalina wzięła górę. Ja dość szybko się denerwuję. Nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy tego nie chciałem. Nie chcę, abyś w jakikolwiek sposób cierpiała. Po prostu... To wszystko mnie zaskoczyło. Ta wiadomość. Ja nie chciałem. Przepraszam. Tylko nie bądź na mnie zła. Nie bądź obojętna w stosunku do mnie, bo tego nie wytrzymam. Rozumiesz? Nie wytrzymam tego. Wybacz mi. Błagam cię. Nie wytrzymam, ani dnia dłużej, ani godziny, ani minuty, ani sekundy dłużej. To mnie rozdziera od wewnątrz. To mnie niszczy. Nie mogę żyć z świadomością, że...że zawiodłaś się na mnie, że po raz kolejny cię skrzywdziłem. Wybacz mi. Po prostu mi wybacz. - powiedział błagalnym tonem. Ja zapomniałam już to dawno. Zabolało mnie to. To prawda, jednak o tym zapomniałam. Zawsze to robię. Zawsze zapominam. Jednak i tak to zostanie gdzieś wewnątrz mnie. Ale bardzo głęboko.
- Nic się nie stało. Rozumiem to. Byłeś zszokowany. To ja cię przepraszam, że masz przeze mnie tyle problemów. Że wszyscy macie. Wszystko co dzieje się złego, jest spowodowane moją osobą. Odkąd pojawiłam się w waszym życiu wszystko idzie nie tak. Gdybyście mnie nie poznali wszystko było by dobrze. Nikt by nie został skrzywdzony. Wszystko było by w porządku. To był błąd, że poszłam wtedy na ten koncert. Błędem było, że poszłam wtedy zapalić tego przeklętego papierosa i... i zapomniałam oddać ci tę pieprzoną zapalniczkę. Błędem było, że przyjechałam do Wielkiej Brytanii. Moim przeznaczeniem było zostanie w Polsce. Wszystko byłoby wtedy dobrze. Nie skrzywdziłabym nikogo. - wytarłam swoje łzy, aby użyczyć miejsca następnym.
- Przestań tak mówić. Nie mogę tego słuchać. Spotkanie ciebie było najlepszą rzeczą w moim życiu. Rozumiesz? Najlepszą. Nie możesz tak mówić. - powiedział, po czym bardzo delikatnie pocałował moje okropne nadgarstki, gdzie znajdowały się świeże cięcia z tej nocy. Wyglądały co najmniej okropnie, ale już się przyzwyczaiłam do takiego widoku. Kiedyś to była rzeczywiście codzienność. Wstrzymałam oddech. Bandaż musiał mi się rozwiązać w trakcie snu, a właściwie koszmaru, kiedy rzucałam się po całym łóżku. On chyba nie zdaje sobie sprawy co on ze mną robi. Lekko się uniósł, aby być prawie na równi z moim wzrostem i dalej trzymając moje ręce w swoich, spojrzał mi w bardzo głęboko w oczy. Odniosłam wrażenie, jakby chciał coś w nich przeczytać. Jakby chciał się czegoś dowiedzieć. Tylko nie mam bladego pojęcia czego. - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że ranisz nas. Tak, ranisz. Kiedy ty cierpisz, kiedy jesteś smutna, z nami dzieje się to samo. My nie mamy bladego pojęcia, jak ci pomóc, a chcemy to zrobić za wszelką cenę. Zależy nam na tobie. Zależy nam, aby zmienić twoje życie. Już na zawsze. Aby te złe wspomnienia zastąpić tymi przyjemnymi i śmiesznymi. Abyś zapomniała o tym wszystkim, abyś przestała TO robić. Staramy się. Na prawdę. Wiesz... Boję się, że pewnego dnia stanie się coś na prawdę poważnego. Coś co cię bardzo zrani. Co zostawi ogromną bliznę na twym sercu. I sięgniesz po "nią". Jak zawsze masz to w zwyczaju. - wyszeptał. Kolejny bardzo delikatny pocałunek został złożony, na moich ranach i bardzo starych bliznach. Nie patrzył się mi już w oczy. Mówił bardzo cicho, jednak dalej dobrze zrozumiale. Zapomniałam o prawdopodobnie minusowej temperaturze pasującej na dworze. Zapomniałam o wszystkim. Czułam tylko jego rozgrzane wargi na mojej lodowatej skórze. Czułam tylko jego obecność. To czego potrzebowałam. - Ostrze zacznie pomału przecinać twoją bladą skórę. Łzy będą swobodnie spływały po twojej twarzy. Krew będzie pomału kapała na białe płytki. Będziesz samotna. Nikogo nie będzie koło ciebie. Zawsze robisz to w samotności. Z daleka od innych. I w pewnym momencie przyciśniesz zdecydowanie za mocno. To będzie sekunda. Nawet ułamek sekundy. I to będzie już koniec. Zaczniesz poważnie krwawić. Ktoś cię znajdzie, jednak lekarze nie zdołają cię już uratować. Będzie za późno. Nic nie zdołają zrobić. Zostawisz nas wszystkich. Wszystko co dobre, zabierzesz ze sobą. Wszystko co ważne, odejdzie z tobą. Wszystko na czym nam zależy, na czym mi zależy, weźmiesz ze sobą. Zostaną po tobie tylko zdjęcia, ubrania i... i wspomnienia. Tylko marne wspomnienia. - szepnął drżącym głosem. Uniósł swoją głowę. Jego powieki były szczelnie zamknięte. Dopiero po chwili je uniósł, ukazując zaszklone czekoladowe tęczówki. W tym samym czasie po różowym od zimna policzku spłynęła jedyna, samotna łza. Chciałam podnieść rękę i ją zetrzeć, jednak tego nie zrobiłam. Czemu? Sama nie wiem. - Boję się... Boję się, że umrzesz, Victorio. Że umrzesz w taki bardzo okrutny sposób. Że nas wszystkich zostawisz. Że zostawisz między innymi mnie.
- Nie! Zostaw ją! Daj jej spokój! Waliyha! Wróć! Waliyha! Proszę cię! Zostaw ją! Weź mnie zamiast jej! Weź mnie! Tylko ją zostaw! Zrobię wszystko! Nie rób jej żadnej krzywdy! - krzyknęłam, w nadziei, że coś wskóram, jednak coraz bardziej znikałam w przerażającej ciemności. Cofałam się. Czułam okropny ból w klatce piersiowej. "Czyżby poczucie winy? To wszystko twoja wina, więc teraz takie powinno cię męczyć. Do końca twoich przeklętych dni." - usłyszałam te słowa, gdzieś bardzo głęboko w mojej głowie.
- Victoria. Kochanie. Obudź się. Victoria. Proszę cię. Zrób to. - usłyszałam cichy szept, tuż koło swojego prawego ucha. Gwałtownie otworzyłam oczy i ujrzałam czekoladowe tęczówki przed sobą. Zayn? Momentalnie wciągnęłam gwałtownie powietrze. - Spokojnie to tylko sen. Spokojnie. Uspokój się. Nic się nie stało. To był tylko sen. - powiedział, gładząc mnie po policzku. Mój oddech był nierównomierny i bardzo przyspieszony. Byłam cała przepocona, natomiast moja skóra niemiłosiernie zimna, wręcz lodowata. Z mojego czoła spływały pojedyncze kropelki potu. Moja tchawica była tak ściśnięta, że w pewnym momencie nie mogłam w ogóle zaczerpnąć żadnej dawki powietrza. Pomału robiło mi się słabo. Im bardziej się starałam, tym było jeszcze gorzej. Czułam się coraz bardziej zmęczona. Miałam mroczki przed oczyma. Nie mogłam złapać tchu. Kolejny raz. Powtarzało się to za każdym razem. Po śnie... koszmarze, bądź ataku paniki. Gestykulowałam rękoma, jakby to miało mi w jakiś najmniejszy sposób pomóc. Nie pomagało. Niestety. Dusiłam się. Z każdą sekundą było coraz gorzej. - Victoria. Spokojnie. To tylko koszmar. Nic więcej. Nie martw się niczym. Oddychaj. Zapomnij o wszystkim. Victoria, patrz się mi w oczy i oddychaj. Patrz i zapomnij o wszystkim co złe. Słyszysz? Victoria, patrz się mi w oczy i zapomnij o wszystkim co złego ci się przytrafiło. - powiedział, nakierowując moją twarz na niego. Zawsze kolor jego tęczówek - płynnej czekolady mnie uspokajał, jednak teraz tak się nie stało. Było coraz gorzej. Gardło mnie dosłownie paliło żywcem. Natomiast płuca rozdzierały całe ciało od wewnątrz. Nie mogłam oddychać, cała się trzęsłam. Zaczęłam się rzucać w każde strony. Panikowałam. Pomału traciłam kontakt z rzeczywistością. Pojedyncze kropelki łez spływały po moich policzkach. W półprzytomna opadłam na materac, mocno łapiąc się za szyję. Czy ja umieram? Teraz? Czy tak to właśnie wygląda? Czy to tak bardzo boli? W pewnym momencie poczułam, że się unoszę jak ptak. Pokój rozmazał mi się przed oczami. Nie wiedziałam co się dzieje. Moje ciało było kompletnie obezwładnione. Nie panowałam nad nim. Dopiero po chwili na swojej twarzy poczułam powiew bardzo zimnego, ale zarazem świeżego powietrza. Zayn od razu posadził mnie na jakimś krześle. Moja krtań się troszeczkę rozluźniła i byłam w stanie zaczerpnąć świeżą dawkę tlenu. Czułam się już lepiej. Z każdą sekundą było zdecydowanie lepiej. To pomagało. Czarnowłosy ukląkł przede mną. Był bardzo blisko. Szczerze? Teraz go potrzebowałam. Bardzo. Najbardziej. - Oddychaj. Spokojnie. Oddychaj bardzo powoli. Dobrze. Bardzo dobrze. Oddychaj. Nic się nie dzieje. Boże święty, nic ci się nie stało. Nic ci nie jest... - cały czas mówił, bardzo delikatnie gładząc moje policzki. Moje ciało nie miało już siły na szlochanie, więc łzy tylko spływały mi po twarzy, ale nawet to kosztowało mnie mnóstwo wysiłku. Nie zwróciłam nawet uwagi na to, że oboje znajdujemy się w pidżamach na dworze, gdzie delikatnie prószył śnieg. To zimno nie miało dla mnie żadnego znaczenia w tamtej chwili.
- Gdzie... Gdzie jest Waliyha i Eleanor? Czy one są bezpieczne? Czy nic im nie jest? Czy wszystko z nimi w porządku? - ledwo wydukałam w tamtej chwili. Wnętrze mojego ciała po prostu mnie wypalało, ale musiałam się upewnić, że wszystko z nimi w porządku. To nic, że to był tylko sen... A właściwie to nie był... Z Wal to nie był, żaden sen. To była rzeczywistość. To była rzeczywistość do której się przyczyniłam. Właśnie ja.
- W Londynie. - momentalnie odpowiedział. Lekko podniosłam swoją dłoń i delikatnie dotknęłam twarzy chłopaka, aby upewnić się, że to jest na prawdę on, nie żaden duch, lub coś w tym rodzaju. Pod swoją skórą poczułam kilkudniowy już zarost. Odetchnęłam z ulgą. Boże, nic mu nie jest. Jest cały i w pełni zdrowy. W ciągu sekundy chwyciłam jego kark, przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie, po czym się w niego wtuliłam. Był dosłownie rozgrzany, chociaż miał na sobie tylko dolną część szarych dresów. Zaczęłam płakać. Właśnie tak będzie za każdym razem? Tak będzie wyglądała każda następna i następna noc? To wszystko będzie mi się śniło? Z każdym kolejnym razem będzie się pojawiało coraz więcej szczegółów? Przecież ja tego nie wytrzymam. To jest już chyba za wiele jak dla mnie. Jestem silna tylko czasami. Ale tego nie przezwyciężę. "Nic nie odciska się w pamięci mocniej niż to, co chciałoby się zapomnieć." A ja chciałabym zapomnieć dosłownie o wszystkim, jeśli to tylko możliwe. O wszystkim.
- Spokojnie, nie płacz. Proszę cię. Wszystko jest w porządku. To był tylko koszmar. Nic im nie jest. Są bezpieczne. Słoneczko, uspokój się. Musisz to zrobić. Jesteś cała roztrzęsiona. - wyszeptał wprost do mojego ucha, na co jeszcze bardziej się w niego wtulam. Gdyby... Gdyby nie on to bym zginęła. Po prostu bym się udusiła. Sama bym sobie nie dała rady. Na pewno. Ja to wiem. Czułam, jak szybko oddychał, ponieważ jego idealnie wyrzeźbione mięśnie, pokryte czarnymi malunkami, naciskały na moją skórę. W pewnym momencie zawiało chyba trochę mocniej, w wyniku moje ciało mimowolnie zadrżało. Chłopak na chwile się ode mnie oderwał, po czym sięgnął, po jakąś czarną, bardzo dużą bluzę i przykrył moje ramiona. Chciałam zaprotestować, jednak chłopak posłał mi srogie spojrzenie. Chwycił zamek i go zasunął. Ja siedzę w jego bluzie, a on ma na sobie tylko szare spodnie dresowe. Nie no, fantastycznie. Swoimi palcami odgarnął swobodne kosmyki moich włosów, które opadły na moją twarz. Czułam jego subtelny dotyk.
- To moja wina. To przeze mnie twoja siostra została zgwałcona. To musiał być James. Słyszysz? To musiał być on. On chciał mnie. Nie ją. Ktoś wcześniej był u mnie w pokoju i to powiedział. On chciał mnie, Zayn. To nie było jej przeznaczenie, tylko moje. To mnie miało to spotkać. Teraz przeze mnie ona cierpi. To jest wszystko moja wina. Ona krzyczała do mnie. Prosto do mnie. Patrzyła się mi w oczy. Błagała o pomoc, jednak ja nie mogłam się ruszyć. Nie byłam w stanie. Rzucałam się, jednak to nic nie dawało. Biegłam, ale nie poruszałam się nawet o milimetr. Starałam się. On ją zabrał. Rozumiesz? To moja wina. - mówiłam, jak w amoku. Podejrzewam, że połowy z tych słów nie zrozumiał. Wypowiadałam się zdecydowanie za szybko.
- To nie jest twoja wina. Nigdy nie była. Po prostu się stało. Nie możesz się tym zadręczać. To nie musiał być James. Już ci to mówiłem. Było bardzo dużo pijanych kolesi na tej imprezie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ilu. Trzeba zapomnieć o przeszłości i żyć dalej. Dobrze? To nie była twoja wina, Victorio. Musisz mi uwierzyć. Proszę cię, odpowiedz mi. Wierzysz mi? - powtórzył, patrząc się mi głęboko w oczy i głaszcząc po policzku. "Wierzę w każde słowo, które opuszcza twoje idealne usta. Nawet to, które nie ma żadnego sensu. Powiedz, że trawa jest niebieska - uwierzę." Na początku się wahałam, jednak po chwili zebrałam się w sobie i odpowiedziałam.
- Wierzę. Wierzę ci, Zayn. Ja... Przepraszam. Po prostu przepraszam. - szepnęłam, spuszczając swój wzrok. Było mi ciężko. Miałam za dużo myśli w swej głowie. Ona dosłownie mi pękała. Moje nogi jeszcze delikatnie się trzęsły. Z resztą jak całe ciało. Nie wiem, czy to z zimna, czy z tego nadmiaru emocji.
- Nie masz za co przepraszać. To ja to powinienem zrobić. Przepraszam. Nie chciałem wtedy tego powiedzieć. Byłem wkurzony. No dobra wkurwiony. Działałem pod wpływem emocji. Nie panowałem nad sobą. Adrenalina wzięła górę. Ja dość szybko się denerwuję. Nie chciałem cię skrzywdzić. Nigdy tego nie chciałem. Nie chcę, abyś w jakikolwiek sposób cierpiała. Po prostu... To wszystko mnie zaskoczyło. Ta wiadomość. Ja nie chciałem. Przepraszam. Tylko nie bądź na mnie zła. Nie bądź obojętna w stosunku do mnie, bo tego nie wytrzymam. Rozumiesz? Nie wytrzymam tego. Wybacz mi. Błagam cię. Nie wytrzymam, ani dnia dłużej, ani godziny, ani minuty, ani sekundy dłużej. To mnie rozdziera od wewnątrz. To mnie niszczy. Nie mogę żyć z świadomością, że...że zawiodłaś się na mnie, że po raz kolejny cię skrzywdziłem. Wybacz mi. Po prostu mi wybacz. - powiedział błagalnym tonem. Ja zapomniałam już to dawno. Zabolało mnie to. To prawda, jednak o tym zapomniałam. Zawsze to robię. Zawsze zapominam. Jednak i tak to zostanie gdzieś wewnątrz mnie. Ale bardzo głęboko.
- Nic się nie stało. Rozumiem to. Byłeś zszokowany. To ja cię przepraszam, że masz przeze mnie tyle problemów. Że wszyscy macie. Wszystko co dzieje się złego, jest spowodowane moją osobą. Odkąd pojawiłam się w waszym życiu wszystko idzie nie tak. Gdybyście mnie nie poznali wszystko było by dobrze. Nikt by nie został skrzywdzony. Wszystko było by w porządku. To był błąd, że poszłam wtedy na ten koncert. Błędem było, że poszłam wtedy zapalić tego przeklętego papierosa i... i zapomniałam oddać ci tę pieprzoną zapalniczkę. Błędem było, że przyjechałam do Wielkiej Brytanii. Moim przeznaczeniem było zostanie w Polsce. Wszystko byłoby wtedy dobrze. Nie skrzywdziłabym nikogo. - wytarłam swoje łzy, aby użyczyć miejsca następnym.
- Przestań tak mówić. Nie mogę tego słuchać. Spotkanie ciebie było najlepszą rzeczą w moim życiu. Rozumiesz? Najlepszą. Nie możesz tak mówić. - powiedział, po czym bardzo delikatnie pocałował moje okropne nadgarstki, gdzie znajdowały się świeże cięcia z tej nocy. Wyglądały co najmniej okropnie, ale już się przyzwyczaiłam do takiego widoku. Kiedyś to była rzeczywiście codzienność. Wstrzymałam oddech. Bandaż musiał mi się rozwiązać w trakcie snu, a właściwie koszmaru, kiedy rzucałam się po całym łóżku. On chyba nie zdaje sobie sprawy co on ze mną robi. Lekko się uniósł, aby być prawie na równi z moim wzrostem i dalej trzymając moje ręce w swoich, spojrzał mi w bardzo głęboko w oczy. Odniosłam wrażenie, jakby chciał coś w nich przeczytać. Jakby chciał się czegoś dowiedzieć. Tylko nie mam bladego pojęcia czego. - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że ranisz nas. Tak, ranisz. Kiedy ty cierpisz, kiedy jesteś smutna, z nami dzieje się to samo. My nie mamy bladego pojęcia, jak ci pomóc, a chcemy to zrobić za wszelką cenę. Zależy nam na tobie. Zależy nam, aby zmienić twoje życie. Już na zawsze. Aby te złe wspomnienia zastąpić tymi przyjemnymi i śmiesznymi. Abyś zapomniała o tym wszystkim, abyś przestała TO robić. Staramy się. Na prawdę. Wiesz... Boję się, że pewnego dnia stanie się coś na prawdę poważnego. Coś co cię bardzo zrani. Co zostawi ogromną bliznę na twym sercu. I sięgniesz po "nią". Jak zawsze masz to w zwyczaju. - wyszeptał. Kolejny bardzo delikatny pocałunek został złożony, na moich ranach i bardzo starych bliznach. Nie patrzył się mi już w oczy. Mówił bardzo cicho, jednak dalej dobrze zrozumiale. Zapomniałam o prawdopodobnie minusowej temperaturze pasującej na dworze. Zapomniałam o wszystkim. Czułam tylko jego rozgrzane wargi na mojej lodowatej skórze. Czułam tylko jego obecność. To czego potrzebowałam. - Ostrze zacznie pomału przecinać twoją bladą skórę. Łzy będą swobodnie spływały po twojej twarzy. Krew będzie pomału kapała na białe płytki. Będziesz samotna. Nikogo nie będzie koło ciebie. Zawsze robisz to w samotności. Z daleka od innych. I w pewnym momencie przyciśniesz zdecydowanie za mocno. To będzie sekunda. Nawet ułamek sekundy. I to będzie już koniec. Zaczniesz poważnie krwawić. Ktoś cię znajdzie, jednak lekarze nie zdołają cię już uratować. Będzie za późno. Nic nie zdołają zrobić. Zostawisz nas wszystkich. Wszystko co dobre, zabierzesz ze sobą. Wszystko co ważne, odejdzie z tobą. Wszystko na czym nam zależy, na czym mi zależy, weźmiesz ze sobą. Zostaną po tobie tylko zdjęcia, ubrania i... i wspomnienia. Tylko marne wspomnienia. - szepnął drżącym głosem. Uniósł swoją głowę. Jego powieki były szczelnie zamknięte. Dopiero po chwili je uniósł, ukazując zaszklone czekoladowe tęczówki. W tym samym czasie po różowym od zimna policzku spłynęła jedyna, samotna łza. Chciałam podnieść rękę i ją zetrzeć, jednak tego nie zrobiłam. Czemu? Sama nie wiem. - Boję się... Boję się, że umrzesz, Victorio. Że umrzesz w taki bardzo okrutny sposób. Że nas wszystkich zostawisz. Że zostawisz między innymi mnie.
_________________________________________________________
No to mamy 76! Wiemy, wiemy! Szału ni ma, dupy nie urywa. Ani treścią, ani długością... :o
Tak więc...
DZIĘKUJEMY ZA TE KOMENTARZE POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM!!! ;*
JAKIEŚ UWAGI? :p = SKOMENTUJ! :D
- Katy&Care.
Tak więc...
DZIĘKUJEMY ZA TE KOMENTARZE POD POPRZEDNIM ROZDZIAŁEM!!! ;*
JAKIEŚ UWAGI? :p = SKOMENTUJ! :D
- Katy&Care.
nie potrafię tego skomentować... po prstu uh...
OdpowiedzUsuńMoże mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego ja do jasnej cholery ryczę?! Serio, pewnie wyglądam już gorzej od pandy... Jakie wyznania *o* Zayn taki kochany w tym rozdziale <3 aż się wzdrygnęłam podczas czytania jej snu. Grr... Już się kolejnego doczekać nie mogę :D <3 mogę liczyć ba szybciej niż za tydzień :* @Nutka_13
OdpowiedzUsuń:o
OdpowiedzUsuń:o
:o
:o
I jeszcze raz
:o
Dlaczemu? Dla... Dlaczemu? Dlaczemu to jest takie krótkie?!
Płaczę. :'(
Boziu.. Nie wiem co napisać. To było takie Awww <3
Przestraszyłam się jak czytałam początek. Na prawdę. Ja po prostu... Brak mi słów. :o
To tak.. Mam 2 uwagi...
1. Dlaczego to takie krótkie?
2. Dlaczego karzecie czekać nam tyle czasu?
Dla mnie to jest jak wieczność.
Mam nadzieje, że to się zmieni. :]
Rozdział świetny, super, extra i nie wiem co jeszcze. (oczywiście jak każdy)
Czekam na next i mam nadzieje, że będzie szybciej. :]
Kocham was! :*
Trochę za dużo snu jak dla mnie, za dużo smutku, i kiedy w końcu Vic dozie się prawdy? Kocham <3 Ola :-);-)
OdpowiedzUsuń❤❤❤
OdpowiedzUsuń...... nie mam słów na ten rozdział jak Zayn to wszystko mówił czułam jakby to mówił do mnie jakbym to ja była Victorią. Wy umiecie tak to napisać,że czytelnik może poczuć się bohaterem tej historii. Czy będę miała zaszczyt kiedyś was spotkać? Pewnie nie. Wiecie ja wielu rzeczy nie wiem, ale akurat to że piszecie wspaniałe rozdziały to wiem na pewno. Wiecie cokolwiek by się nie stało w tym opowiadaniu to ja i tak i tak będę czytać. Nawet jak Victoria będzie z Harrym a jestem całym sercem za tym aby była z moim kochanym Zaynem to i tak będę czytać a wiecie dlaczego bo jestem waszą wierną fanką.
OdpowiedzUsuńKochająca was i podziwiająca
juliaa ;3
Więc tak .... dlaczego ja płaczę ? Dlaczego ? Bo to przez ten rozdział . Nie mam nic do VIc, ale czy ona nie widzi tego ? Czy nie widzi, że Zayn ją KOCHA !!!! ON I PERRIE TO KONIEC !!!! Zayn martwi się o nią , potrzebuje jej i nie przeżyłby, gdyby coś jej się stało
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego i zapraszam do nas
http://you--will-always-be-in-my-heart.blogspot.com/
Van <3
God... To... to jest... fantastycznie. Miałam wrażenie, że Zayn powie Victorii, że ją kocha, a potem Vic wyzna mu prawdę no ale stety czy niestety tak się nie stało.
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki, bo już nie pamiętam, Victoria i Harry podpisywali jakiś kontrakt ile mają ze sobą chodzić???
Miałyście racje, pisząc że będzie inny ! Strasznie mi się podoba jak opisałyście po kolei jej sny. Po przeczytaniu tego całego rozdziału, zdałam sobie sprawę, że Victoria jest niesamowicie silną dziewczyną. na jej miejscu dawno bym się poddała. jest niezwykła. Dziękuję że mogę tak wspaniałe opowiadanie czytać. .. Troche się rozkleiłam i teraz rycze :/ Ale Dziękuję :* Gaba :*
OdpowiedzUsuńJa płacze ten rozdział jest świetny czekam na nastepny piszecie super rozdziały
OdpowiedzUsuńŁał. Nie wiem co mogę więcej napisać,,,
OdpowiedzUsuńOch . Proszę nie każcie mi czekać do niedzieli... dodajcie szybciej nowy rozdział
OdpowiedzUsuńOmg rozdział byl mega smutny nwm co napisać ..
OdpowiedzUsuńGabrysia
BOŻE DROGI. RYCZĘ JAK IDIOTKA!! CO WY ZE MNĄ ROBICIE...
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST MEGA ZAJEBISTY. I TE PRZEPROSINY ZAYNA. JESZCZE GDYBY JEJ POWIEDZIAŁ, ŻE JĄ KOCHA TO BYM CHYBA WYŁA ZE SZCZĘŚCIA ^^
ALE CZEKAM NA NEXT, KTÓRY MAM NADZIEJĘ BĘDZIE SZYBCIEJ
KOCHAM WAS! ;***
o matko.. tak dawno mnie tu nie było. ;c przepraszam...
OdpowiedzUsuńale już nadrabiam wszystko po kolei... i nie wiem co powiedzieć.
brak mi słów...
jesteście idealne ♥
http://still-the-one-ff.blogspot.com/ <--- nowy. ale jest niczym w porównaniu do was
Dlaczego takie krotkie te rozdzialy...
OdpowiedzUsuńAle rozdzial zaczepisty *-*
Dla mnie rozdział jest mega :D Zaczęłam go czytać przed szkołą i musiałam w połowie przerwać (nie umiałam się oderwać - tak wciągający) teraz na lekcji skończyłam czytać :3
OdpowiedzUsuńTyle emocji, aż nie wiem co mam tu pisać :o Kocham <333333 czekam na next'a!! Pozdrawiam, życzę dużo weny :*
Rozdział no....nie mam słów :'( zazdroszczę naprawdę talentu do TAKIEGO pisania. Zawsze chciałam pisać takie opowiadania ale jednak nigdy w życiu nie potrafiłabym napisać tak rozdziału :) Mega po prostu mega <3 NIC więcej nie potrafię napisać :)
OdpowiedzUsuńLorri M.
OMG !!! Poplakalam sie ! To takie smutne ale tez troche romantyczne. czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńJejku! Ten rozdział był MEGA!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn! ♥♥♥♥
Co ten blog ze mną robi? Kiedy czytalam opisy snów Victorii a później przeprosiny Zayna to miałam wrażenie że stoję obok i widzę cwszystko po kolei *o* jestem pełna podziwu dla waszych umiejętności literackich (: Cały czas zastanawia mnie jak Vic może myśleć, że Zayn jest z Perrie. No przecież to widać po oczach! A nawet to że nie spędza czasu z Perrie nie jest dla niej troszeczkę dziwne?! No nic.. Jestem naprawde ciekawa jak rozwiążecie tą sytuację ^^ Życzę wam weny, kochane i pozdrawiam :* xx
OdpowiedzUsuńSzkoda że taki krótki
OdpowiedzUsuńAle jest przeeee *o*
czekam na następny
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*
WOW... rozdział chociaż krótki to i tak jest niesamowity!!
OdpowiedzUsuńMonolog Zayna skierowany do Victorii na sam koniec to jak wyznanie miłości....
Życzę mnóstwa weny oraz z coraz większym zniecierpliwieniem czekam na nexta!!!!! <3
Nic dodać nic ująć! BOSKI <3333333 czekam next!<3
OdpowiedzUsuńAż mi się tak jakoś dziwnie smutno zrobiło a rozdział taki głęboki i taki Zaynowy i dobrze, i jak dla mnie to chyba najlepszy rozdział
OdpowiedzUsuńboże, to opowiadanie wywołało we mnie podobne emocje co youngloovers.blogspot.com ( moze znasz, a jak nie to zajrzyj) bardzo twoje opowiadanie mną ruszyło !!! nie mogę wydobyć z siebie wielu słów, zabiłaś mnie tą historią! czekam na rozwinięcie
OdpowiedzUsuńSuperos Love it
OdpowiedzUsuńŚwietny:)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się . Tylko Twoje opowiadanie potrafi wzruszyć mnie do łez. Ryczałam jak bóbr.
OdpowiedzUsuńA co sięmstało z tym odłamkiem szkła , co Zayn zbił Whiskey?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń