CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
Będziemy bardzo wdzięczne ♥
- Czekaj. - powiedział chwytając mnie za przedramię. Wróciłam na miejsce i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Zaczął patrzeć w jakże interesującą, pustą przestrzeń przed nami. Hazz przeczesał palcami swoje niesforne loki, po czym zaczął wystukiwać na kierownicy jakiś nieznany mi rytm. To nie wygląda za ciekawie. - podpowiedział mi mój wewnętrzny głos.
- Harreh. Co się dzieje? - zapytałam. Chłopak, odwrócił głowę w moją stronę. W kącikach jego oczu zaczęły się zbierać łzy, które już po chwili swobodnie spłynęły po jego lekko zaróżowionych policzkach. Moje serce momentalnie zmiękło.
- Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić...
- Har...
- Wiesz nawet sobie sam już z tym nie daję rady, a co dopiero ty. Wiesz co jest najgorsze? Że okłamuję Lou. On zawsze mi ufał. Mówiliśmy sobie najskrytsze sekrety, naprawdę wszystko. Nawet takie co reszta chłopaków nie wie, a ja kłamię mu w żywe oczy. Rozumiesz? A co jak moja mama i siostra się dowiedzą? Ja nie wiem, czy dam radę. - westchnął. - Ja się użalam nad sobą, a ty? Rozmawiałaś z Zayn'em? - pokiwałam przecząco głową.- Wiem, że przez nas wyszedł wczoraj z tej imprezy, tak samo dzisiaj na śniadaniu. - mówiąc to wzrok miał wlepiony w przednią szybę.
- Curly spójrz na mnie i słuchaj uważnie. Pojedziesz teraz do domu i ogarniesz dupę. Po mnie masz być o 18. - zagroziłam. - Rodzice Amy w oknie. - zaśmiałam się. - Pa. - pocałowałam go w usta i wysiadłam z auta.
- Dzięki. Pa. - powiedział po czym odjechał. Biedne Hazziątko. Ruszyłam w stronę domu. Już na samym progu rzuciła się na mnie Susan. Tak zwany monitoring.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. W końcu coś dobrego.
- A pro po dobrych i złych wieści. Policja się odzywa?
- Niestety, ale na pocieszenie ci powiem, że będziesz miała ochronę. Dwóch policjantów ma cię na zmianę obserwować w razie, gdyby Tom próbował się do ciebie zbliżyć.
- Aha. Czuję się jak w jakimś filmie kryminalnym. Jestem sławną gwiazdą, którą muszą pilnować ochroniarze. - zaśmiałam się. Co jak, co ale pozytywne podejście do życia trzeba mieć, przynajmniej na wierzchu.
- A tak w ogóle ładnie to podglądać? Podobno Amy chciałaś nas zostawić samych - odparłam w jej stronę. Blondynka oczywiście wzruszyła ramionami, jakby nie wiedziała o czym mówię. - Dobra idę do pokoju. Jutro szkoła... - zamarudziłam i ruszyłam w wcześniej wymienione miejsce. Na szczęście Susan załatwiła nam tak, że nie musimy nadrabiać tamtych tematów, tylko te najważniejsze... Czyli nic, ale trzeba mniej więcej wiedzieć co się działo. Dzięki Bogu. Dlatego weszłam na laptopa i popytałam się ogólnie jak było.
- Dziewczyny chodźcie na obiad. - usłyszałam głos James'a. To już obiad?! Tak wcze... O rany siedzę tu ponad 2 godziny! Szybko zbiegłam na dół. Po drodze spotkałam Amy, która wywaliła się na schodach i musiałam zbierać ją z paneli. Kocham tą moją niezdarę. W końcu doszłyśmy do stołu. CAŁE. Jak zobaczyłam mój talerz to myślałam, że oczy z orbit mi wylecą. Wyglądał gorzej niż Horan'a. Zdecydowanie gorzej.
- Ja tyle nie zjem.
- A właśnie... Miałam ci wystawić monolog o twoim odżywianiu się. Czekaj nawet to spisałam. - powiedziała blondyna i pobiegła na górę. Ja pierdziele, czego to ona nie wymyśli.
- Victorio. O czym ona mówi? - spytała mama niebieskookiej. Postanowiłam się nie odzywać. Tak będzie chyba lepiej. - Słońce musisz coś jeść. Dlaczego nie chcesz?
- Ym. Ja.. - przerwałam, bo usłyszałam kroki nadchodzącej Amy.
- Masz przeczytaj to. - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Tu masz wszystkie skutki anoreksji i Boliwii.
- Chyba bulimii. - zaśmiałam się.
- Nieważne. - machnęła ręką. - Ważne jest to, ze masz to przeczytać. Tam są jeszcze jakieś moje słowa, ale nie wiem już co tam napisałam, bo pia... piana była, bo mnie wena w wannie naszła i przez tą pianę się napisy rozmazały. - tłumaczyła, a mi się chciało śmiać, tym bardziej jak zobaczyłam miną jej mamy. - I masz to wszystko zjeść.
Gdy skończyłam posiłek wzięłam talerz w ręce i włożyłam go do zmywarki. Czuję się jakbym przytyła co najmniej o 10 kilo, albo nawet i więcej. Ciekawe jak się czuje Niall, po tak dużej dawce jedzenia. Do sprawdzenia.
- Ja idę na górę. - poinformowałam domowników.
- Jak to? - zdziwiła się Amanda.
- No jest... - spojrzałam na zegarek - po 16, a Hazz ma przyjechać o 18, więc... - nie dokończyłam, bo panna Black pisnęła.
- On ma tu być za 2 godziny, a ty tutaj tak sobie stoisz?!
- Am, no właśnie...
- Chodź szybko na góre. Pomogę ci.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Zrobię cię na bóstwo, że TWÓJ CHŁOPAK... - tutaj zrobiła bardzo wyraźny akcent, na co zachciało mi się śmiać. Cała Amy. - cię nie pozna!
- No wiesz, wypadałoby, żeby wiedział kim jestem. - odpowiedziałam, a blondynka teatralnie przewróciła oczami.
- To nie jest śmieszne.
- Jest. - zachichotałam. Dziewczyna wstała od stołu i wykonała tą samą czynność, co ja przed chwilą.
- Ty jeszcze tutaj jesteś? Biegiem na górę! - krzyknęła, gdy z powrotem była w jadalni. Szybko razem udałyśmy się do mojego pokoju. Szczerze? Trochę się jej boje. Nigdy nie wiadomo co wymyśli. Gdy przekroczyłyśmy próg sypialni, przeszłam przez całą jej długość i rozłożyłam się na łóżku. Niebieskooka popatrzyła się na mnie rozszerzonymi oczyma.
- A ty co wyprawiasz?!
- Siedzę sobie.
- A mogę wiedzieć czemu?!
- No czekam na plan na najbliższe 2 godziny od mojej stylistki. - odpowiedziałam pełna spokoju, a moja przyjaciółka desperacko pokręciła głową.
- To nie jest czas na żarty. No dobra, nieważne. To tak. Najpierw idziesz pod prysznic, myjesz głowę, wracasz. Ja zajmę się włosami, potem makijaż i na koniec się ubierzesz.
- Ok. - przytaknęłam.
- Do dzieła! - powiedziała, a ja ruszyłam w kierunku łazienki. Szybko pozbyłam się moich ubrań i weszłam pod ciepłą wodę. Moje ciało stopniowo się odprężało. Jak ktoś myśli, że Amy nie jest szalona to jest w ogromnym błędzie. Chwyciłam mój ulubiony, wiśniowy szampon i zaczęłam nim myć włosy. Gdy już były prawdopodobnie czyste spłukałam powstałą pianę. Wyszłam spod prysznica i owinęłam ciało i włosy białym ręcznikiem. Opuściłam zaparowane pomieszczenie. Moim oczom ukazała się Amy, która układała przeróżne kosmetyki i lakiery na toaletce. Szybko udałam się do szafy i ubrałam czysty zestaw bielizny, a na nią jakąś koszulkę.
- Siadaj. - nakazała wskazując na krzesło przed sobą. Wykonałam jej polecenie. Dziewczyna chwyciła w dłonie suszarkę i rozplątawszy moje włosy zaczęła je dokładnie suszyć. Gdy już były idealnie suche zaczęła je falować, a potem układać. Następnie zajęła się makijażem. Najpierw nałożyła mi podkład, następnie zrobiła cienkie kreski eyelinerem. Powieki pomalowała ciemnymi cieniami z kryształkami brokatu, a usta lekko różową szminką.
- Gotowe. - powiedziała w moją stronę - A teraz się ubierz.
- Yyy..
- Na łóżku. - odpowiedziała. No tak... Rzeczywiście. Na pościeli leżała czarna, skórzana sukienka do połowy uda, bez ramiączek. Z przodu przez całą długość biegł złoty zamek. Wow.
- Am?
- Tak?
- Ta sukienka nie jest... no wiesz...
- No mów...
- No, czy jest odpowiednia na tą okazję? Poza tym na polu jest może siedem stopni i będzie mi zimno...
- Po pierwsze ta sukienka idealnie na tobie leży i jest jak najbardziej odpowiednia na pierwszą randkę z chłopakiem. Żeby być piękną, trzeba cierpieć. Poza tym i tak ubierasz czarne rajstopy i grubszy płaszcz. - wytłumaczyła. No tak, a jakiej odpowiedzi mogłam się się spodziewać. Bez sprzeciwów wykonałam czynność. Spojrzałam na zegarek 17:40. Już? Szybko to zeszło.
- Jeszcze tylko lakier i możesz iść. - powiedziała blondynka, po czym zajęła się moimi paznokciami. Gdy skończyła, zeszłyśmy na dół. Równo z godziną 18 zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko chwyciłam płaszcz i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Bawcie się dobrze. - dobiegł mnie krzyk Am.
- Będziemy. - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz. - Hej. - powiedziałam całując ''mojego chłopaka'' w policzek.
- Hej. To dla ciebie. - odpowiedział wręczając mi pojedynczą, czerwoną różę. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Louis. - odparł, a ja mimowolnie się zaśmiałam.
- Serio?
- No gdybyś go widziała. Tak się przejął, że gdy jak wróciłem do domu to on mi już wybierał strój. - wskazał na swój garnitur. - Nie mógł się zdecydować. Czarna koszula, czy biała. Włosy to chyba mi układał z godzinę. A potem jak chciałem wychodzić to powiedział, że jedziemy do kwiaciarni. Oczywiście po drodze, gadał mi jakieś rzeczy, których nawiasem mówiąc nie słuchałem, jak mam się zachowywać w twoim towarzystwie, żeby cię nie odstraszyć, czy coś takiego. Siedziałem tylko koło niego i się śmiałem.
- No dobra, ale czemu róża i to czerwona? - zapytałam. Ciekawe jakiej rady udzielił wujek Tomlinson.
- No bo jak on to uznał? Róża jest klasyczna i romantyczna, ale bukiet to byłby już kicz.
- Ah. Te jego tłumaczenia...
- A tak naprawdę nie wiedział jaki jest twój ulubiony kwiatek, to babka w kwiaciarni powiedziała mu, żeby wziął to, bo odstrasza jej klientów lataniem po sklepie i sprawdzaniem wszystkich bukietów - zaśmiałam się.
- Dobra, chodźmy. - mruknęła. Ruszyliśmy w stronę auta. Oczywiście jak na "chłopaka" przystało Hazza otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Już po sekundzie był na miejscu obok.
- Gdzie jedziemy?
- Najpierw pójdziemy na tą obiecaną kolację, a potem się zobaczy. - odpowiedział ukazując dwa dołeczki w swoich policzkach.
- Brzmi niesamowicie - odparłam, a Hazz zachichotał. Nastała dość krępująca cisza.
- Jak tam w domu? - zapytałam.
- Chodzi Ci o Niall'a, który coraz więcej je, Louis'a, który ma coraz większe odpały, Liam'a, próbującego to wszystko jakoś ogarnąć, czy o Zayn'a, który siedzi cały czas w zamkniętym pokoju i czasami otworzy Horanowi, a nie wybacz, dzisiaj gdzieś wyszedł. - odpowiedział. Wyszedł?! Pewnie z tą dziewczyną z telefonu.
- Nie martw się Vicky. Wszystko będzie dobrze. - Taa.. Jasne. Wszyscy cały czas mi to mówią, a wychodzi jak wychodzi. Jechaliśmy drogą, która w pewnym stopniu była mi znajoma. Pewnie Ci się wydaje. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jest to ta sama restauracja, w której byłam z Zayn'em. Momentalnie zamarłam. Harry już zdążył wyjść z auta i otworzyć przede mną drzwi. Oparł głowę o górną framugę pojazdu i spojrzał w moje oczy.
- Torri. Wszystko ok? - zapytał zmartwiony. Tak. Wszystko w porządku, oprócz tego, że byłam tu z Zayn'em na naszej RANDCE.
- Tak. Przepraszam. Troszeczkę się zamyśliłam. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, który widocznie zauważył.
- Dobra. Powiedzmy, że Ci wierzę. - zaczął. - A teraz zapraszam moją dziewczynę na romantyczną kolację. - dodał po chwili wystawiając przede mną rękę, którą chwyciłam. Jakoś wyszłam z tego auta i ruszyliśmy w stronę wejścia. Przed oczyma miałam sceny z tamtego wieczoru.
- Yyy. Tak, przepraszam.
- Nie ma za co. - odpowiedział całując mnie w policzek. Chwycił moją małą dłoń w swoją dużą i ruszyliśmy do naszego stolika. Podniosłam swój wzrok i to co zobaczyłam, było wielkim wstrząsem. Czułam, że moje serce zaczęło pracować na jeszcze większych obrotach niż przed chwilą, ręce zaczęły się pocić, a żołądek związał się w supeł.
________________________________________________________________
Taki tam Chapter 30. <3 Podoba Wam się choć trochę? Mamy nadzieje :) Zostawiajcie swoje komentarze. Może to być nawet głupia kropka z Anonima, a my będziemy wiedzieć ile z Was to czyta, bo po wyświetleniach nie da się tego poznać. xD / Katy & Caroline. K&C.
- Chciałbym cię jeszcze raz przeprosić...
- Har...
- Wiesz nawet sobie sam już z tym nie daję rady, a co dopiero ty. Wiesz co jest najgorsze? Że okłamuję Lou. On zawsze mi ufał. Mówiliśmy sobie najskrytsze sekrety, naprawdę wszystko. Nawet takie co reszta chłopaków nie wie, a ja kłamię mu w żywe oczy. Rozumiesz? A co jak moja mama i siostra się dowiedzą? Ja nie wiem, czy dam radę. - westchnął. - Ja się użalam nad sobą, a ty? Rozmawiałaś z Zayn'em? - pokiwałam przecząco głową.- Wiem, że przez nas wyszedł wczoraj z tej imprezy, tak samo dzisiaj na śniadaniu. - mówiąc to wzrok miał wlepiony w przednią szybę.
- Curly spójrz na mnie i słuchaj uważnie. Pojedziesz teraz do domu i ogarniesz dupę. Po mnie masz być o 18. - zagroziłam. - Rodzice Amy w oknie. - zaśmiałam się. - Pa. - pocałowałam go w usta i wysiadłam z auta.
- Dzięki. Pa. - powiedział po czym odjechał. Biedne Hazziątko. Ruszyłam w stronę domu. Już na samym progu rzuciła się na mnie Susan. Tak zwany monitoring.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. W końcu coś dobrego.
- A pro po dobrych i złych wieści. Policja się odzywa?
- Niestety, ale na pocieszenie ci powiem, że będziesz miała ochronę. Dwóch policjantów ma cię na zmianę obserwować w razie, gdyby Tom próbował się do ciebie zbliżyć.
- Aha. Czuję się jak w jakimś filmie kryminalnym. Jestem sławną gwiazdą, którą muszą pilnować ochroniarze. - zaśmiałam się. Co jak, co ale pozytywne podejście do życia trzeba mieć, przynajmniej na wierzchu.
- A tak w ogóle ładnie to podglądać? Podobno Amy chciałaś nas zostawić samych - odparłam w jej stronę. Blondynka oczywiście wzruszyła ramionami, jakby nie wiedziała o czym mówię. - Dobra idę do pokoju. Jutro szkoła... - zamarudziłam i ruszyłam w wcześniej wymienione miejsce. Na szczęście Susan załatwiła nam tak, że nie musimy nadrabiać tamtych tematów, tylko te najważniejsze... Czyli nic, ale trzeba mniej więcej wiedzieć co się działo. Dzięki Bogu. Dlatego weszłam na laptopa i popytałam się ogólnie jak było.
- Dziewczyny chodźcie na obiad. - usłyszałam głos James'a. To już obiad?! Tak wcze... O rany siedzę tu ponad 2 godziny! Szybko zbiegłam na dół. Po drodze spotkałam Amy, która wywaliła się na schodach i musiałam zbierać ją z paneli. Kocham tą moją niezdarę. W końcu doszłyśmy do stołu. CAŁE. Jak zobaczyłam mój talerz to myślałam, że oczy z orbit mi wylecą. Wyglądał gorzej niż Horan'a. Zdecydowanie gorzej.
- Ja tyle nie zjem.
- A właśnie... Miałam ci wystawić monolog o twoim odżywianiu się. Czekaj nawet to spisałam. - powiedziała blondyna i pobiegła na górę. Ja pierdziele, czego to ona nie wymyśli.
- Victorio. O czym ona mówi? - spytała mama niebieskookiej. Postanowiłam się nie odzywać. Tak będzie chyba lepiej. - Słońce musisz coś jeść. Dlaczego nie chcesz?
- Ym. Ja.. - przerwałam, bo usłyszałam kroki nadchodzącej Amy.
- Masz przeczytaj to. - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Tu masz wszystkie skutki anoreksji i Boliwii.
- Chyba bulimii. - zaśmiałam się.
- Nieważne. - machnęła ręką. - Ważne jest to, ze masz to przeczytać. Tam są jeszcze jakieś moje słowa, ale nie wiem już co tam napisałam, bo pia... piana była, bo mnie wena w wannie naszła i przez tą pianę się napisy rozmazały. - tłumaczyła, a mi się chciało śmiać, tym bardziej jak zobaczyłam miną jej mamy. - I masz to wszystko zjeść.
Gdy skończyłam posiłek wzięłam talerz w ręce i włożyłam go do zmywarki. Czuję się jakbym przytyła co najmniej o 10 kilo, albo nawet i więcej. Ciekawe jak się czuje Niall, po tak dużej dawce jedzenia. Do sprawdzenia.
- Ja idę na górę. - poinformowałam domowników.
- Jak to? - zdziwiła się Amanda.
- No jest... - spojrzałam na zegarek - po 16, a Hazz ma przyjechać o 18, więc... - nie dokończyłam, bo panna Black pisnęła.
- On ma tu być za 2 godziny, a ty tutaj tak sobie stoisz?!
- Am, no właśnie...
- Chodź szybko na góre. Pomogę ci.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Zrobię cię na bóstwo, że TWÓJ CHŁOPAK... - tutaj zrobiła bardzo wyraźny akcent, na co zachciało mi się śmiać. Cała Amy. - cię nie pozna!
- No wiesz, wypadałoby, żeby wiedział kim jestem. - odpowiedziałam, a blondynka teatralnie przewróciła oczami.
- To nie jest śmieszne.
- Jest. - zachichotałam. Dziewczyna wstała od stołu i wykonała tą samą czynność, co ja przed chwilą.
- Ty jeszcze tutaj jesteś? Biegiem na górę! - krzyknęła, gdy z powrotem była w jadalni. Szybko razem udałyśmy się do mojego pokoju. Szczerze? Trochę się jej boje. Nigdy nie wiadomo co wymyśli. Gdy przekroczyłyśmy próg sypialni, przeszłam przez całą jej długość i rozłożyłam się na łóżku. Niebieskooka popatrzyła się na mnie rozszerzonymi oczyma.
- A ty co wyprawiasz?!
- Siedzę sobie.
- A mogę wiedzieć czemu?!
- No czekam na plan na najbliższe 2 godziny od mojej stylistki. - odpowiedziałam pełna spokoju, a moja przyjaciółka desperacko pokręciła głową.
- To nie jest czas na żarty. No dobra, nieważne. To tak. Najpierw idziesz pod prysznic, myjesz głowę, wracasz. Ja zajmę się włosami, potem makijaż i na koniec się ubierzesz.
- Ok. - przytaknęłam.
- Do dzieła! - powiedziała, a ja ruszyłam w kierunku łazienki. Szybko pozbyłam się moich ubrań i weszłam pod ciepłą wodę. Moje ciało stopniowo się odprężało. Jak ktoś myśli, że Amy nie jest szalona to jest w ogromnym błędzie. Chwyciłam mój ulubiony, wiśniowy szampon i zaczęłam nim myć włosy. Gdy już były prawdopodobnie czyste spłukałam powstałą pianę. Wyszłam spod prysznica i owinęłam ciało i włosy białym ręcznikiem. Opuściłam zaparowane pomieszczenie. Moim oczom ukazała się Amy, która układała przeróżne kosmetyki i lakiery na toaletce. Szybko udałam się do szafy i ubrałam czysty zestaw bielizny, a na nią jakąś koszulkę.
- Siadaj. - nakazała wskazując na krzesło przed sobą. Wykonałam jej polecenie. Dziewczyna chwyciła w dłonie suszarkę i rozplątawszy moje włosy zaczęła je dokładnie suszyć. Gdy już były idealnie suche zaczęła je falować, a potem układać. Następnie zajęła się makijażem. Najpierw nałożyła mi podkład, następnie zrobiła cienkie kreski eyelinerem. Powieki pomalowała ciemnymi cieniami z kryształkami brokatu, a usta lekko różową szminką.
- Gotowe. - powiedziała w moją stronę - A teraz się ubierz.
- Yyy..
- Na łóżku. - odpowiedziała. No tak... Rzeczywiście. Na pościeli leżała czarna, skórzana sukienka do połowy uda, bez ramiączek. Z przodu przez całą długość biegł złoty zamek. Wow.
- Am?
- Tak?
- Ta sukienka nie jest... no wiesz...
- No mów...
- No, czy jest odpowiednia na tą okazję? Poza tym na polu jest może siedem stopni i będzie mi zimno...
- Po pierwsze ta sukienka idealnie na tobie leży i jest jak najbardziej odpowiednia na pierwszą randkę z chłopakiem. Żeby być piękną, trzeba cierpieć. Poza tym i tak ubierasz czarne rajstopy i grubszy płaszcz. - wytłumaczyła. No tak, a jakiej odpowiedzi mogłam się się spodziewać. Bez sprzeciwów wykonałam czynność. Spojrzałam na zegarek 17:40. Już? Szybko to zeszło.
- Jeszcze tylko lakier i możesz iść. - powiedziała blondynka, po czym zajęła się moimi paznokciami. Gdy skończyła, zeszłyśmy na dół. Równo z godziną 18 zadzwonił dzwonek do drzwi. Szybko chwyciłam płaszcz i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Bawcie się dobrze. - dobiegł mnie krzyk Am.
- Będziemy. - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz. - Hej. - powiedziałam całując ''mojego chłopaka'' w policzek.
- Hej. To dla ciebie. - odpowiedział wręczając mi pojedynczą, czerwoną różę. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Louis. - odparł, a ja mimowolnie się zaśmiałam.
- Serio?
- No gdybyś go widziała. Tak się przejął, że gdy jak wróciłem do domu to on mi już wybierał strój. - wskazał na swój garnitur. - Nie mógł się zdecydować. Czarna koszula, czy biała. Włosy to chyba mi układał z godzinę. A potem jak chciałem wychodzić to powiedział, że jedziemy do kwiaciarni. Oczywiście po drodze, gadał mi jakieś rzeczy, których nawiasem mówiąc nie słuchałem, jak mam się zachowywać w twoim towarzystwie, żeby cię nie odstraszyć, czy coś takiego. Siedziałem tylko koło niego i się śmiałem.
- No dobra, ale czemu róża i to czerwona? - zapytałam. Ciekawe jakiej rady udzielił wujek Tomlinson.
- No bo jak on to uznał? Róża jest klasyczna i romantyczna, ale bukiet to byłby już kicz.
- Ah. Te jego tłumaczenia...
- A tak naprawdę nie wiedział jaki jest twój ulubiony kwiatek, to babka w kwiaciarni powiedziała mu, żeby wziął to, bo odstrasza jej klientów lataniem po sklepie i sprawdzaniem wszystkich bukietów - zaśmiałam się.
- Dobra, chodźmy. - mruknęła. Ruszyliśmy w stronę auta. Oczywiście jak na "chłopaka" przystało Hazza otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. Już po sekundzie był na miejscu obok.
- Gdzie jedziemy?
- Najpierw pójdziemy na tą obiecaną kolację, a potem się zobaczy. - odpowiedział ukazując dwa dołeczki w swoich policzkach.
- Brzmi niesamowicie - odparłam, a Hazz zachichotał. Nastała dość krępująca cisza.
- Jak tam w domu? - zapytałam.
- Chodzi Ci o Niall'a, który coraz więcej je, Louis'a, który ma coraz większe odpały, Liam'a, próbującego to wszystko jakoś ogarnąć, czy o Zayn'a, który siedzi cały czas w zamkniętym pokoju i czasami otworzy Horanowi, a nie wybacz, dzisiaj gdzieś wyszedł. - odpowiedział. Wyszedł?! Pewnie z tą dziewczyną z telefonu.
- Nie martw się Vicky. Wszystko będzie dobrze. - Taa.. Jasne. Wszyscy cały czas mi to mówią, a wychodzi jak wychodzi. Jechaliśmy drogą, która w pewnym stopniu była mi znajoma. Pewnie Ci się wydaje. Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że jest to ta sama restauracja, w której byłam z Zayn'em. Momentalnie zamarłam. Harry już zdążył wyjść z auta i otworzyć przede mną drzwi. Oparł głowę o górną framugę pojazdu i spojrzał w moje oczy.
- Torri. Wszystko ok? - zapytał zmartwiony. Tak. Wszystko w porządku, oprócz tego, że byłam tu z Zayn'em na naszej RANDCE.
- Tak. Przepraszam. Troszeczkę się zamyśliłam. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, który widocznie zauważył.
- Dobra. Powiedzmy, że Ci wierzę. - zaczął. - A teraz zapraszam moją dziewczynę na romantyczną kolację. - dodał po chwili wystawiając przede mną rękę, którą chwyciłam. Jakoś wyszłam z tego auta i ruszyliśmy w stronę wejścia. Przed oczyma miałam sceny z tamtego wieczoru.
"-Przepraszam czy była rezerwacja?
-Tak. Na nazwisko Malik.
-Zgadza się zapraszam."
- Kochanie? Wszystko w porządku? - zapytał Hazz.- Yyy. Tak, przepraszam.
- Nie ma za co. - odpowiedział całując mnie w policzek. Chwycił moją małą dłoń w swoją dużą i ruszyliśmy do naszego stolika. Podniosłam swój wzrok i to co zobaczyłam, było wielkim wstrząsem. Czułam, że moje serce zaczęło pracować na jeszcze większych obrotach niż przed chwilą, ręce zaczęły się pocić, a żołądek związał się w supeł.
________________________________________________________________
Taki tam Chapter 30. <3 Podoba Wam się choć trochę? Mamy nadzieje :) Zostawiajcie swoje komentarze. Może to być nawet głupia kropka z Anonima, a my będziemy wiedzieć ile z Was to czyta, bo po wyświetleniach nie da się tego poznać. xD / Katy & Caroline. K&C.
To powinien być foch za takie zakończenie.. serio ?! w takim momencie ?! ehhh -,- ale za taki rodział to nie ma co sie fochać ! Cudowny <3
OdpowiedzUsuń~ Gabi :)
Cudo! Kocham <33 I takie aww.. :3 Wiem, że ten związek jest udawany, ale no.. :3 Podejrzewam, że zobaczyła Zayn'a z Perrie ups.. :/ Ale no nie jestem pewna, czekam na next'a z niecierpliwością :D Kocham <333333
OdpowiedzUsuńomg !! co ona tam zobaczyła !! cieszę się z "szczęścia "harrego i tori ale żal mi zayna :((
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńŁał superrr!!! Ale w takim momencie!:'( no wież ty co! Teraz zżera mnie ciekawość więc plis dodaj szybko nexta bo zaraz tu padne:*)
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńGenialne, masz prawdziwy talent <3
OdpowiedzUsuń~D.
Boskiii <3 chce dalej ! c:
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny ! *.* ~A.
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny rozdział !
OdpowiedzUsuńLouis jest niesamowity, niesamowicie popieprzony haha!
Czyżby Zayn z kimś był w tej restauracji?
Pewnie tak będzie ,bo zawsze są kłopoty ,a ja już się nie mogę doczekać
aż oni będą parą xD
(mam nadzieję ,że będą)
Jezu co ona zobaczyła ? Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału ! A ten oczywiście jest świetny ;)
OdpowiedzUsuńNatalie ♥
. macie tą kropkę XD matko jaki ten rozdział cudownyyyyy *o*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzudoo <3
OdpowiedzUsuńCzyżby tam był Zayn? Czekam na nxt kocham ;*
Kiedy nn? Czekam z niecierpliwoscia ;)
OdpowiedzUsuńO RANY SERIO W TAKIM MOMĘCIE?? :D ale czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńNie nie nie!!!
OdpowiedzUsuńZnowu w takiej chwili czekam na next!!!
Zapraszam do mnie: http://story-of-my-life-harry.blogspot.com/
Z.A.J.E.B.I.S.T.Y
OdpowiedzUsuńKisses,
-A