CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
Będziemy bardzo wdzięczne ♥
- Um... El, bo... - ukląkł na jedno kolano i wyciągnął czerwone pudełeczko. - Jesteśmy ze sobą już trochę i kocham Cię bardzo, chcę być z tobą już na zawsze, na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, dlatego chciałbym cię zapytać, czy nie chciałabyś uczynić mnie najszczęśliwszym mężczyzną na tym świecie i zgodziłabyś się zostać moja żoną? - otworzył wieczko, a naszym oczom ukazał się przepiękny srebrny pierścionek. W pokoju zrobiło się momentalnie cicho, było tylko słychać nasze przyspieszone i nierównomierne oddechy. Wszyscy byli zszokowani, zwłaszcza ich rodzice. Louis klęczał przed Calder, a w jego oczach był tylko widoczne przerażenie i nadzieja, natomiast w jej zdziwienie i radość... O mój Boże! Lou... Lou właśnie oświadczył się Eleanor! Nie mogłam w to uwierzyć!
- Tak! Tak! Kocham Cię i się zgadzam! - wykrzyczała, a Lou szybko się podniósł i wziął brunetkę na ręce i okręcił ją wokół własnej osi. Po chwili odłożył ją na miejsce i włożył pierścionek zaręczynowy na jej palec, po czym zbliżył się do niej i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. Rodziny Louis'a i Eleanor momentalnie się przy nich znaleźli i zaczęli gratulować. Awww.. Nie wierzę! Po jakimś czasie od nich odeszli.
- Wiedziałem, że dasz radę, stary. - powiedział Harry, klepiąc go po ramieniu, a następnie przytulając. Zaraz... Co?!
- Jak...Ty...co... Ty wiedziałeś?! - krzyknęłam, a oni niepewnie kiwnęli głowami. - Jak mogłeś?! I mi nic nie powiedziałeś?!
- To miała być niespodzianka...
- Poza tym, ja poprosiłem Harrego, żeby nikomu nic nie mówił. - tłumaczył jego zachowanie szatyn. - Jeszcze El by się przypadkowo dowiedziała i byłaby lipa.
- Ale...
- Oj. Kochanie, nie gniewaj się. - powiedział i złożył pocałunek na moim policzku.
- Ja mam się nie gniewać?! Mój przyjaciel oświadczył się mojej przyjaciółce, a ja nic nie wiedziałam?!
- Nie dramatyzuj.
- Ja w cale nie dramatyzuję. - powiedziałam i zrobiłam obrażoną minę.
- Co mam zrobić żebyś się nie obrażała?
- Hmm... No nie wiem. Przekonaj mnie jakoś. - uśmiechnęłam się. Hazza zaczął się do mnie przybliżać. Jego ręce znalazły się na mojej tali.
- Zayn się na nas patrzy... - szepnął. Jego wargi zahaczyły o płatek mojego ucha, wywołując u mnie cichy chichot. Zayn się patrzy? Na nas...? Chciałam się odwrócić, ale mnie zatrzymał.
- Nie odwracaj się...
- Czemu?
- Czekaj...
- Ile się tak patrzy?
- Cały czas.
- Co?! Czemu mi to mówisz?
- Pogadamy później.
- Ale...
- Pogadamy później. - powtórzył.
- No ok. - powiedziałam lekko rozczarowana. Na pocieszenie dostałam buziaka w nos. - Głupek.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic, nic. - nagle poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za rękę.
- Chodź się z nami pobawić. - powiedziały równo bliźniaczki. Ooo... I jak ja nam im odmówić?! Są takie słodkie!
- Dobrze, a co chcecie robić?
- Zobaczysz. - odparły, po czym zaczęły mnie ciągnąć w stronę salonu. Gdy doszłyśmy, na miejscu znajdowały się rozłożone przybory do rysowania.
- Nie dziewczynki ja w tym dobra nie jestem. Weźcie sobie Zayn'a.
- Ale ty też chodź.
- Nie ja naprawdę jestem w tym lewa.
- Prosimy... - zrobiły minę zbitego psa. Normalnie to na mnie nie działa, ale one tak słodko wyglądały, że nie mogłam się nie zgodzić. Daisy siadła ze mną przy ławie i zaczęłyśmy rysować pieska. Gdzie jest Phoebe? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybko. Zobaczyłam ją oraz Zayn'a, który był przez nią ciągnięty.
- Ale o co cho... - przerwał, gdy mnie zobaczył. Jego oczy momentalnie się zaświeciły, a mały uśmiech zawitał na jego twarzy. Od razu odwróciłam twarz. Pewnie to na widok tych rzeczy.
- Będziesz z nami malować. - powiedziała i ''posadziła'' go dokładnie na przeciwko mnie. Starałam się nie zwracać na niego zbytniej uwagi. Zajęłam się rysowaniem pieska. Nie jestem uzdolniona w tym kierunku, więc to ''coś'' nie za bardzo przypominało psa. Popatrzyłam krzywo na mój rysunek i wzięłam kolejną kartkę. W pewnej chwili poczułam silne dłonie, które umieściły się na moich. Przez mój kręgosłup przeszedł przyjemny dreszcz. Dzisiaj miał wyjątkowo zimne ręce. Na swojej szyi cały czas czułam jego równomierny oddech. Nasze splecione dłonie zaczęły się poruszać, głównie z jego inicjatywy, w wyniku czego na papierze tworzył się początkowy zarys rysunku. Nie wiem czemu, ale ręce zaczęły mi drżeć.
- Co rysujemy? - zapytałam, na co odpowiedział mi cichy śmiech.
- Jak mnie mam to miał być pies, więc będzie pies. - uśmiechnął się szczerze pokazując idealne zęby. Czy on jest cały idealny? Rysowaliśmy naprawdę długo, wyglądało to tak jakby specjalnie chciał przedłużyć tę chwilę. Nie protestowałam, odpowiadało mi to chyba nawet za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że ''mam'' chłopaka. Jeszcze by się zorientował. Nie! To jest tylko przyjacielski gest. - powtarzałam w myślach. W końcu skończyliśmy. Efekt końcowy był niezły. Nawet całkiem niezły.
- Właśnie zaliczyłaś szybki kurs rysowania. - zaśmiał się.
- A! Miałam ci podziękować za rysunek, więc dziękuję. Ślicznie malujesz.
- Dziękujesz już chyba drugi raz. - zaśmiał się. Zabiję cię za ten uśmiech! - Ja również tobie dziękuję za pochwałę oraz za taki wspaniały prezent.
- Nie ma za... Chwila skąd wiedziałeś, że to ode mnie?
- Po prostu wiedziałem. - odparł.
- Ale...
- Co?
- Widziałeś nas?!
- Jakich ''nas''? - uff...
- Nie ważne.
- Ważne.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Victoria! - doszedł mnie krzyk z głębi jadalni.
- Co znowu? - prawie jęknęłam. Do salonu wszedł Nialler.
- Bo ja chcia... Albo dobra, już nic. - serio?! To jest jakiś żart? Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek. Czy wszyscy dzisiaj wariują?! Miał zamiar wyjść, ale go powstrzymałam.
- Niall! - krzyknęłam, a blondyn się obrócił. - Co chciałeś? - zapytałam.
- Ja?!
- Nie, ja. Co chciałeś?
- Mówiłem, że nic.
- Ale przecież zanim tu przyszedłeś to coś chciałeś.
- Telefon!
- Co?
- Telefonu szukałem! - powiedział i wyciągnął go ze swoich spodni. - O widzisz znalazł się! Ja już pójdę. - i tyle go było widać. Albo mnie się wydaje, albo Niall staje się coraz bardziej dziwniejszy.
- Ok. To było dziwne.
- Z grzeczności nie zaprzeczę.
Rozejrzałam się po salonie. Dopiero teraz zauważyłam, że nie było w nim młodszych sióstr Louis'a.
- Gdzie są Daisy i Phoebe?! - zdziwiłam się.
- Poszły pokazać mamie i Louis'owi ich rysunki. - odpowiedział mi mulat.
- Aha. Ja... ja też już pójdę. - odparłam patrząc jak blisko mnie się znajduje.
- Victoria, ale... - mówił, ale nie zwracałam już na niego uwagi. Wróciłam z powrotem do jadalni. Stałam w drzwiach opierając się o futrynę. Obserwowałam wszystkich z uśmiechem na ustach. Lou i El byli zajęci sobą, Liam z Daniell także, Amy z Niallem bawili się z Phoebe i Daisy, Harry wygłupia się z Gemmą, rodzice blondynki dyskutują cały czas z resztą dorosłych. Chyba się polubili. Patrząc tak na nich stwierdziłam, że tylko ja tu nie pasuję. Odwróciłam się i poszłam do mojego pokoju. Wzięłam paczkę papierosów wychodząc na balkon, wykonałam te same czynności co zawsze. Odnalazłam portfel i wyciągnęłam zdjęcie.
- Brakuje mi ciebie. - nie ma to jak mówić do zdjęcia. Zawsze spoko. Witamy w świecie Victorii Szymańskiej. - Z resztą... Co ze mnie za córka, nawet na pogrzebie nie byłam... Po prostu uciekłam... Ale się bałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Na prawdę za tobą tęsknie... Byłaś aniołem, że mnie przed nim broniłaś... Mamo nie mam już siły... ON wrócił, nie wiem czego chce... Ja.. ja się boję... A co jak przeze mnie stanie się coś chłopakom, albo dziewczynom? Nie darowałabym tego sobie... A wiesz co jest najgorsze? Chyba się zakochałam... - odłożyłam papierosa. Momentalnie wstałam i ruszyłam w głąb pokoju. Zaczęłam się po nim oglądać. Było bardzo ciemno. Ruszyłam w kierunku biurka, na którym znajdował się pokrowiec z laptopem. Chwyciłam go i z powrotem wróciłam na balkon. Siadłam na wiklinowym krześle i wyciągnęłam urządzenie. Włączyłam go, a po chwili na głównym ekranie pokazało się logo HP. Po minucie odpaliłam przeglądarkę "Google Chrome", a potem "YouTube". Znalazłam odpowiednie piosenki i już po chwili wokół mnie można było usłyszeć polskie kolędy, których mi bardzo brakowało. Strasznie przypominają mi dom i tamtejszą wigilię. Te czasy, kiedy było jeszcze normalnie. ON nie zaczął wracać pijany do domu. Byliśmy po prostu prostą, polską rodziną. Pokrowiec odłożyłam na miejsce, a z niego wypadła mała błyszcząca rzecz. Porwałam ją w ręce i znów przeniosłam się na balkon. Zaczęłam podśpiewywać sobie pod nosem. Moją dawną przyjaciółkę obracałam w dłoniach. Papierosa ponownie włożyłam między wargi, by po chwili nim się zaciągnąć. Nikotyna zawładnęła moim ciałem. Siedziałam tak i myślałam dobrą chwilę. Gdy zdecydowałam się zrobić pierwsze cięcie, ktoś złapał moje dłonie i ostrożnie wyrwał żyletkę. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chwila, ja płaczę?! Podkuliłam nogi pod brodę i twarz zakryłam rękami. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zauważyłam, kiedy ten ktoś przeniósł mnie do pokoju. Zostałam ułożona na łóżku i okryta kocem. No tak pewnie będę chora, z racji tego, że na polu jest -15 stopni Celsjusza.
- Podobno mówiłaś, że już się nie tniesz... - powiedział... Zayn?! Podniosłam głowę, ale za dużo nie ujrzałam, gdyż obraz zamazywał mi się przez obraz.
- Bo się już nie tnę... - powiedziałam cicho.
- A to, co to jest? - powiedział wskazując na moją ranę, którą zrobiłam sobie po rozmowie z Paul'em. - Co było przed chwilą?
- To był wypadek. Naprawdę.
- Przed chwilą też był wypadek? - czułam się jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała i teraz mama na nią krzyczy.
- Nie... - powiedziałam, a raczej szepnęłam. Znów zakryłam twarz rękoma i łkałam.
- Już dobrze. Nic się nie stało. - odparł i przytulił mnie.
- Właśnie, aż za dużo rzeczy się stało... - wtuliłam się w niego i moczyłam mu koszulkę.
- Ciśśś. Uspokój się. - szeptał mi do ucha.
- Ja już z tym wszystkim nie daję rady.
- Victoria...
- Ja nie wiem co mam już robić... - łkałam.
- Proszę cię...
- To wszystko wraca ze zdwojoną siłą...
- Przestań już płakać... - powiedział, po czym wyciągnął rękę i swoją zimną dłonią otarł mój gorący policzek. Powoli zaczęłam się uspakajać. To wszystko jest takie trudne. Czemu?! Zayn jeszcze szczelniej owinął mnie kocem. Po chwili wstał i zaczął iść w stronę mojej walizki. Otworzył, ją po czym zaczął czegoś szukać. Co on wyprawia?! Po chwili wyciągnął z niej duży, biały sweter. Jednak przypadkowo na ziemię upadłam jedna z moich rzeczy. Wzrok Malika na niej wylądował. Skąd ona tam się wzięła?! Mulat powoli się schylił i podniósł, by po chwili spojrzeć na mnie oczami pełnymi bólu.
- To się musi skończyć. - powiedział. Odłożył biały sweter i zaczął przeszukiwać walizkę. Wszystko po kolei. Co chwilę na ziemię rzucał kolejne srebrne przedmioty. Aż tyle tego nazbierałam?! Po kilku minutach chyba wszystko wyciągnął. Powrócił do mnie i pomógł założyć golf. Od razu zrobiło mi się cieplej. Mam tylko nadzieję, że choć jedna z żyletek gdzieś się zachowała, bo może być potrzebna w kryzysowej sytuacji.
- Spróbuj zasnąć. - odparł głaszcząc mnie po policzku
- Możesz zostać? - zapytałam cichutko, a on skinął głową. Odłożył srebrne przedmioty na stoliczek i usiadł koło mnie. Pomału zaczęłam się robić śpiąca. Po kilku minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.
- Tak! Tak! Kocham Cię i się zgadzam! - wykrzyczała, a Lou szybko się podniósł i wziął brunetkę na ręce i okręcił ją wokół własnej osi. Po chwili odłożył ją na miejsce i włożył pierścionek zaręczynowy na jej palec, po czym zbliżył się do niej i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. Rodziny Louis'a i Eleanor momentalnie się przy nich znaleźli i zaczęli gratulować. Awww.. Nie wierzę! Po jakimś czasie od nich odeszli.
- Wiedziałem, że dasz radę, stary. - powiedział Harry, klepiąc go po ramieniu, a następnie przytulając. Zaraz... Co?!
- Jak...Ty...co... Ty wiedziałeś?! - krzyknęłam, a oni niepewnie kiwnęli głowami. - Jak mogłeś?! I mi nic nie powiedziałeś?!
- To miała być niespodzianka...
- Poza tym, ja poprosiłem Harrego, żeby nikomu nic nie mówił. - tłumaczył jego zachowanie szatyn. - Jeszcze El by się przypadkowo dowiedziała i byłaby lipa.
- Ale...
- Oj. Kochanie, nie gniewaj się. - powiedział i złożył pocałunek na moim policzku.
- Ja mam się nie gniewać?! Mój przyjaciel oświadczył się mojej przyjaciółce, a ja nic nie wiedziałam?!
- Nie dramatyzuj.
- Ja w cale nie dramatyzuję. - powiedziałam i zrobiłam obrażoną minę.
- Co mam zrobić żebyś się nie obrażała?
- Hmm... No nie wiem. Przekonaj mnie jakoś. - uśmiechnęłam się. Hazza zaczął się do mnie przybliżać. Jego ręce znalazły się na mojej tali.
- Zayn się na nas patrzy... - szepnął. Jego wargi zahaczyły o płatek mojego ucha, wywołując u mnie cichy chichot. Zayn się patrzy? Na nas...? Chciałam się odwrócić, ale mnie zatrzymał.
- Nie odwracaj się...
- Czemu?
- Czekaj...
- Ile się tak patrzy?
- Cały czas.
- Co?! Czemu mi to mówisz?
- Pogadamy później.
- Ale...
- Pogadamy później. - powtórzył.
- No ok. - powiedziałam lekko rozczarowana. Na pocieszenie dostałam buziaka w nos. - Głupek.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic, nic. - nagle poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za rękę.
- Chodź się z nami pobawić. - powiedziały równo bliźniaczki. Ooo... I jak ja nam im odmówić?! Są takie słodkie!
- Dobrze, a co chcecie robić?
- Zobaczysz. - odparły, po czym zaczęły mnie ciągnąć w stronę salonu. Gdy doszłyśmy, na miejscu znajdowały się rozłożone przybory do rysowania.
Daisy i Phoebe <3 |
- Ale ty też chodź.
- Nie ja naprawdę jestem w tym lewa.
- Prosimy... - zrobiły minę zbitego psa. Normalnie to na mnie nie działa, ale one tak słodko wyglądały, że nie mogłam się nie zgodzić. Daisy siadła ze mną przy ławie i zaczęłyśmy rysować pieska. Gdzie jest Phoebe? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybko. Zobaczyłam ją oraz Zayn'a, który był przez nią ciągnięty.
- Ale o co cho... - przerwał, gdy mnie zobaczył. Jego oczy momentalnie się zaświeciły, a mały uśmiech zawitał na jego twarzy. Od razu odwróciłam twarz. Pewnie to na widok tych rzeczy.
- Będziesz z nami malować. - powiedziała i ''posadziła'' go dokładnie na przeciwko mnie. Starałam się nie zwracać na niego zbytniej uwagi. Zajęłam się rysowaniem pieska. Nie jestem uzdolniona w tym kierunku, więc to ''coś'' nie za bardzo przypominało psa. Popatrzyłam krzywo na mój rysunek i wzięłam kolejną kartkę. W pewnej chwili poczułam silne dłonie, które umieściły się na moich. Przez mój kręgosłup przeszedł przyjemny dreszcz. Dzisiaj miał wyjątkowo zimne ręce. Na swojej szyi cały czas czułam jego równomierny oddech. Nasze splecione dłonie zaczęły się poruszać, głównie z jego inicjatywy, w wyniku czego na papierze tworzył się początkowy zarys rysunku. Nie wiem czemu, ale ręce zaczęły mi drżeć.
- Co rysujemy? - zapytałam, na co odpowiedział mi cichy śmiech.
- Jak mnie mam to miał być pies, więc będzie pies. - uśmiechnął się szczerze pokazując idealne zęby. Czy on jest cały idealny? Rysowaliśmy naprawdę długo, wyglądało to tak jakby specjalnie chciał przedłużyć tę chwilę. Nie protestowałam, odpowiadało mi to chyba nawet za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że ''mam'' chłopaka. Jeszcze by się zorientował. Nie! To jest tylko przyjacielski gest. - powtarzałam w myślach. W końcu skończyliśmy. Efekt końcowy był niezły. Nawet całkiem niezły.
- Właśnie zaliczyłaś szybki kurs rysowania. - zaśmiał się.
- A! Miałam ci podziękować za rysunek, więc dziękuję. Ślicznie malujesz.
- Dziękujesz już chyba drugi raz. - zaśmiał się. Zabiję cię za ten uśmiech! - Ja również tobie dziękuję za pochwałę oraz za taki wspaniały prezent.
- Nie ma za... Chwila skąd wiedziałeś, że to ode mnie?
- Po prostu wiedziałem. - odparł.
- Ale...
- Co?
- Widziałeś nas?!
- Jakich ''nas''? - uff...
- Nie ważne.
- Ważne.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Victoria! - doszedł mnie krzyk z głębi jadalni.
- Co znowu? - prawie jęknęłam. Do salonu wszedł Nialler.
- Bo ja chcia... Albo dobra, już nic. - serio?! To jest jakiś żart? Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek. Czy wszyscy dzisiaj wariują?! Miał zamiar wyjść, ale go powstrzymałam.
- Niall! - krzyknęłam, a blondyn się obrócił. - Co chciałeś? - zapytałam.
- Ja?!
- Nie, ja. Co chciałeś?
- Mówiłem, że nic.
- Ale przecież zanim tu przyszedłeś to coś chciałeś.
- Telefon!
- Co?
- Telefonu szukałem! - powiedział i wyciągnął go ze swoich spodni. - O widzisz znalazł się! Ja już pójdę. - i tyle go było widać. Albo mnie się wydaje, albo Niall staje się coraz bardziej dziwniejszy.
- Ok. To było dziwne.
- Z grzeczności nie zaprzeczę.
Rozejrzałam się po salonie. Dopiero teraz zauważyłam, że nie było w nim młodszych sióstr Louis'a.
- Gdzie są Daisy i Phoebe?! - zdziwiłam się.
- Poszły pokazać mamie i Louis'owi ich rysunki. - odpowiedział mi mulat.
- Aha. Ja... ja też już pójdę. - odparłam patrząc jak blisko mnie się znajduje.
- Victoria, ale... - mówił, ale nie zwracałam już na niego uwagi. Wróciłam z powrotem do jadalni. Stałam w drzwiach opierając się o futrynę. Obserwowałam wszystkich z uśmiechem na ustach. Lou i El byli zajęci sobą, Liam z Daniell także, Amy z Niallem bawili się z Phoebe i Daisy, Harry wygłupia się z Gemmą, rodzice blondynki dyskutują cały czas z resztą dorosłych. Chyba się polubili. Patrząc tak na nich stwierdziłam, że tylko ja tu nie pasuję. Odwróciłam się i poszłam do mojego pokoju. Wzięłam paczkę papierosów wychodząc na balkon, wykonałam te same czynności co zawsze. Odnalazłam portfel i wyciągnęłam zdjęcie.
- Brakuje mi ciebie. - nie ma to jak mówić do zdjęcia. Zawsze spoko. Witamy w świecie Victorii Szymańskiej. - Z resztą... Co ze mnie za córka, nawet na pogrzebie nie byłam... Po prostu uciekłam... Ale się bałam, nie wiedziałam co mam zrobić. Na prawdę za tobą tęsknie... Byłaś aniołem, że mnie przed nim broniłaś... Mamo nie mam już siły... ON wrócił, nie wiem czego chce... Ja.. ja się boję... A co jak przeze mnie stanie się coś chłopakom, albo dziewczynom? Nie darowałabym tego sobie... A wiesz co jest najgorsze? Chyba się zakochałam... - odłożyłam papierosa. Momentalnie wstałam i ruszyłam w głąb pokoju. Zaczęłam się po nim oglądać. Było bardzo ciemno. Ruszyłam w kierunku biurka, na którym znajdował się pokrowiec z laptopem. Chwyciłam go i z powrotem wróciłam na balkon. Siadłam na wiklinowym krześle i wyciągnęłam urządzenie. Włączyłam go, a po chwili na głównym ekranie pokazało się logo HP. Po minucie odpaliłam przeglądarkę "Google Chrome", a potem "YouTube". Znalazłam odpowiednie piosenki i już po chwili wokół mnie można było usłyszeć polskie kolędy, których mi bardzo brakowało. Strasznie przypominają mi dom i tamtejszą wigilię. Te czasy, kiedy było jeszcze normalnie. ON nie zaczął wracać pijany do domu. Byliśmy po prostu prostą, polską rodziną. Pokrowiec odłożyłam na miejsce, a z niego wypadła mała błyszcząca rzecz. Porwałam ją w ręce i znów przeniosłam się na balkon. Zaczęłam podśpiewywać sobie pod nosem. Moją dawną przyjaciółkę obracałam w dłoniach. Papierosa ponownie włożyłam między wargi, by po chwili nim się zaciągnąć. Nikotyna zawładnęła moim ciałem. Siedziałam tak i myślałam dobrą chwilę. Gdy zdecydowałam się zrobić pierwsze cięcie, ktoś złapał moje dłonie i ostrożnie wyrwał żyletkę. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Chwila, ja płaczę?! Podkuliłam nogi pod brodę i twarz zakryłam rękami. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zauważyłam, kiedy ten ktoś przeniósł mnie do pokoju. Zostałam ułożona na łóżku i okryta kocem. No tak pewnie będę chora, z racji tego, że na polu jest -15 stopni Celsjusza.
- Podobno mówiłaś, że już się nie tniesz... - powiedział... Zayn?! Podniosłam głowę, ale za dużo nie ujrzałam, gdyż obraz zamazywał mi się przez obraz.
- Bo się już nie tnę... - powiedziałam cicho.
- A to, co to jest? - powiedział wskazując na moją ranę, którą zrobiłam sobie po rozmowie z Paul'em. - Co było przed chwilą?
- To był wypadek. Naprawdę.
- Przed chwilą też był wypadek? - czułam się jak mała dziewczynka, która coś przeskrobała i teraz mama na nią krzyczy.
- Nie... - powiedziałam, a raczej szepnęłam. Znów zakryłam twarz rękoma i łkałam.
- Już dobrze. Nic się nie stało. - odparł i przytulił mnie.
- Właśnie, aż za dużo rzeczy się stało... - wtuliłam się w niego i moczyłam mu koszulkę.
- Ciśśś. Uspokój się. - szeptał mi do ucha.
- Ja już z tym wszystkim nie daję rady.
- Victoria...
- Ja nie wiem co mam już robić... - łkałam.
- Proszę cię...
- To wszystko wraca ze zdwojoną siłą...
- Przestań już płakać... - powiedział, po czym wyciągnął rękę i swoją zimną dłonią otarł mój gorący policzek. Powoli zaczęłam się uspakajać. To wszystko jest takie trudne. Czemu?! Zayn jeszcze szczelniej owinął mnie kocem. Po chwili wstał i zaczął iść w stronę mojej walizki. Otworzył, ją po czym zaczął czegoś szukać. Co on wyprawia?! Po chwili wyciągnął z niej duży, biały sweter. Jednak przypadkowo na ziemię upadłam jedna z moich rzeczy. Wzrok Malika na niej wylądował. Skąd ona tam się wzięła?! Mulat powoli się schylił i podniósł, by po chwili spojrzeć na mnie oczami pełnymi bólu.
- To się musi skończyć. - powiedział. Odłożył biały sweter i zaczął przeszukiwać walizkę. Wszystko po kolei. Co chwilę na ziemię rzucał kolejne srebrne przedmioty. Aż tyle tego nazbierałam?! Po kilku minutach chyba wszystko wyciągnął. Powrócił do mnie i pomógł założyć golf. Od razu zrobiło mi się cieplej. Mam tylko nadzieję, że choć jedna z żyletek gdzieś się zachowała, bo może być potrzebna w kryzysowej sytuacji.
- Spróbuj zasnąć. - odparł głaszcząc mnie po policzku
- Możesz zostać? - zapytałam cichutko, a on skinął głową. Odłożył srebrne przedmioty na stoliczek i usiadł koło mnie. Pomału zaczęłam się robić śpiąca. Po kilku minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.
_________________________________________________________________
Chapter 46 :) Według mnie ( Caroline ) jest nieudany :c Komentujcie, jak macie czas! :) Jak myślicie, jak to wszystko się skończy? xD / Katy&Caroline.
och, tak jakoś szybko i tak jakoś cudownie, mam nadzieję, że w końcu oboje dowiedzą się prawdy o swych uczuciach <3 ach jak ja bardzo bym tego chciała!. :) rozdział Wam się udał więc proszę nie narzekać i nie myśleć inaczej!. :)) Widzę, że dwie bliźniaczki zaczęły bawić się w swatkę, haha. :D takie małe, a takie mądre. ;) Zayn jest taki koooooochany i czuły, och!.<3 :* Z niecierpliwością czekam na nexta, pozdrawiam, Ola!. ;))
OdpowiedzUsuńByłaś pierwsza i całkowicie sie z Tobą zgadzam Olu! ;)
UsuńOla :-D
Jejku jestem pierwsza! Mega, super i cudowny kocham waszego bloga i już chcę nexta! !! Życzę pomyslow i czasu na następny rozdział! :***
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Kolejne dowody że Zayn i Vic powinni być razem, gdy ona przeżywa trudne chwile one jest przy niej zawsze...Powinna skończyć w końcu z tym udawaniem z Harrym :\ Dzięki że tak szybko dodałaś i oczywiście obowiązkowo czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuńWhow ! To było ekstra! Vayn forever ! <33 czekam na nn ! I co z change ? :(( zawiesilyscie ?
OdpowiedzUsuńCudo! Kocham <333 Czekam na next'a z niecierpliwością :3
OdpowiedzUsuńA gdzie tam nieudany... Świetny <3
OdpowiedzUsuńKocham! <3 Słooodko! ;***
http://still-the-one-ff.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńCzekam nn :)
OdpowiedzUsuńGenialne! Te zaręczyny takie Awwww *.*
OdpowiedzUsuńSłodko ;>
Ogólnie wspaniały blog, czekam na następny i zdecydowałam, że nominuję cię do LA!
Więcej infomacji u mnie ;
http://od-przyjazni-domilosci.blogspot.com/2014/07/liebster-award-6.html
Pozdrawiam ;3
Kontrakt się skończy a Vic będzie mogła być happy z Zaynem!!! A jej ojcem da sobie spokój. - Taka sobie moja wersja wydarzeń xD
OdpowiedzUsuńAle będę czekać na next z niecierpliwością, bo po prostu uwielbiam ten blog!
Nominuję cię do Libster Awards
OdpowiedzUsuńhttp://wiec-sen-sen-sen.blogspot.com/
świetny !! ZaYn <3
OdpowiedzUsuńŚWIETNY !!
OdpowiedzUsuńczekam na next :DD
Zayn i Vic są coraz bliżej do bycia razem <3
OdpowiedzUsuńrozdział boski :P
Jejiunciu wreszcie coś między Zayn'em a Vicky, według mnie oni do siebie pasują idealnie, ta nauka rysowania była taka AWWWWWWWWW ♥_♥
OdpowiedzUsuńRozdział jest udany i proszę nie opowiadać tu takich bajek !
Kocham was <3
omg boskie boskie boskie <3 koffam tego bloga <3 <3 czekam z niecierpliwoscią na nn :D
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kosztować kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńświetne! możesz poinformować na tt? -> @foreveerhuungry x
OdpowiedzUsuń