piątek, 31 października 2014

Rozdział 61

CZYTASZ = KOMENTUJESZ !
Będziemy bardzo wdzięczne 


- Jeden znak. - przypomniał, a nieświadomy nic Malik, dalej przyciskał go do ziemi. W pewnym momencie mój ojciec lekko skinął głową, a ja szybko się zerwałam. Mimo iż znajdowałam się zaledwie metr, czy może dwa metry od nich, byłam przerażona, że nie zdążę. Po sekundzie padł ogłuszający strzał. To koniec... 


*** Oczami Zayn'a ***

W pewnym momencie rozległ się przerażający huk. Szybkim ruchem odwróciłem się. Byłem kompletnie zdezorientowany i w ogóle nie wiedziałem co się dzieję, jednak pomimo tego, zdążyłem złapać upadającą Victorię. O co chodzi?! Położyłem ją na ziemi i nie wiedziałem co mam zrobić. Ogarnęło mnie przerażenie, strach i smutek. Leżała tak z ręką na sercu, a z pod niej sączyła się bordowa i gęsta ciecz. Proszę, tylko nie to... Nie chciałem zobaczyć, tej rany. Zgaduję, że ta kulka była przeznaczona dla mnie. Nie dla niej. Kurwa, dla mnie! Dlatego chciała mnie stąd wziąć! Miałem ją chronić, a nie doprowadzić do tego, że się jej coś stało! Ona... Ona uratowała mi życie... Drżącymi rękoma odchyliłem jej rękę, bojąc się tego co zobaczę. Jeśli... jeśli trafiło w serce, to chyba sam sobie strzele kulkę. Odetchnąłem z wielką ulgą, gdy zobaczyłem, że ta krew wydobywa się z ramienia szatynki. Patrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyma, w których w innej sytuacji zapewne bym "utonął" i zapomniał o całym bożym świecie.
- Zayn... Przepraszam... - szepnęła, po czym jej powieki swobodnie opadły.
- Victoria? Victoria?! - krzyknąłem lekko potrząsając ciałem szatynki. Nawet nie drgnęła. Rozglądnąłem się w około i mój wzrok padł na jej telefon, leżący w małej zaspie śnieżnej, niecały metr od nas. Szybko pochwyciłem, go w ręce, wybrałem odpowiedni numer i już po chwili rozmawiałem z sanitariuszką. Opisałem jej ranę Vick i dowiedziałem się, że karetka przyjedzie do dziesięciu minut. To jest chyba jakiś żart! Rozpiąłem swoją kurtkę oraz ściągnąłem T-shirt, który zawiązałem w okół wychudzonego ramienia dziewczyny, ponad raną. Teraz pozostaje już tylko czekać. Nawet nie zauważyłem kiedy Tom zniknął z pola widzenia. Nie zwracałem uwagi, że było mi strasznie zimno, z powodu braku koszulki, liczyła się tylko ona... Tylko Victoria... Trzymałem ją za rękę. Nie mogłem jej puścić! Na powierzchni moich oczy zaczęły się zbierać łzy, które po chwili utworzyły słoną drogę na moich policzkach. To zaczęło przerastać moje siły. Moje dłonie, jak i całe ciało cały czas drżało. Nie z zimna. Jednak z obawy, że mogę stracić osobę, na której mi okropnie zależy.
- Victoria, przepraszam Cię... Tak strasznie przepraszam... - cały czas szeptałem jej wprost do jej ucha. - Słonko... Przepraszam... - delikatnie głaskałem ją po śnieżnobiałym policzku. Miała taką delikatną skórę. Jednak dalej jest strasznie wychudzona. Po kilku minutach czekania myślałem, że dostanę nerwicy. Gdzie oni są?! Gdy już zaczynałem tracić cierpliwość, usłyszałem syrenę karetki. Nareszcie. Wstałem z ziemi, żeby zwrócić ich uwagę. Zatrzymali się, a ze środka wyszło trzech mężczyzn i jedna kobieta.
- Podajcie nosze. Szybko! - powiedział jeden oglądając ranę dziewczyny. - Jak to się stało? - tym razem zwrócił się do mnie.
- Długa historia. - lekko spanikowałem, dalej patrząc na brunetkę. Niech oni ją opatrzą! Niech ona się obudzi! Cokolwiek!
- Zdaje pan sobie z tego sprawę, że będziemy musieli zgłosić to na policję. - zapytał poważnym głosem.
- Oczywiście! Wiem! Tylko błagam zróbcie coś! Teraz! Gdzie ją zabieracie?
- Do szpitala Św. Tomasza. - odpowiedział z pełnym opanowaniem w porównaniu ze mną.
- Czy mogę jechać z Wami?
- A czy jest pan kimś z rodziny? - zapytał, a mnie wmurowało. Chciałbym być jej chłopakiem, ale ona już go ma, czy to się liczy?
- Yeah. Jestem jej chłopakiem. - powiedziałem bez zastanowienia. Mam tylko nadzieję, że uwierzy. Mężczyzna od razu skinął głową.
- W takim razie nie ma żadnych przeciwwskazań. - odpowiedział, a ja od razu odetchnąłem z ulgą. Wzięli Victorię, a ja ruszyłem tuż za nimi, a już po chwili znajdowaliśmy się we wnętrzu ambulansu. Mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. 


*** Oczami Niall'a ***

- Niall, przestań... - moja dziewczyna szepnęła, lekko chichocząc, już po raz kolejny dzisiejszego wieczoru. Po prostu nie mogłem się oprzeć tej śnieżnobiałej szyi. Jej skóra jest taka idealna i miękka. Ona jest cała idealna. Odgarnąłem blond kosmyki i po raz kolejny złożyłem pocałunek w okolicach jej żuchwy. - Niall... - lekko się podniosła i odwróciła się twarzą do mnie. Na jej buzi widniał promienny i szczery uśmiech. 
- No co? - zaśmiałem się.
- Prz... - nie dokończyła, ponieważ momentalnie wpiłem się w jej usta. Już po prostu nie wytrzymałem. Zachowywałem się jak jakieś zwierzę! Lekko zagryzłem jej dolną wargę, przez co blondynka jęknęła, wpuszczając mój język do środka. Zaczęła się między nimi mała walka o dominację. Ona jest niesamowita, idealna. W tym samym momencie usłyszeliśmy zbiorowy jęk całej reszty, którzy siedzieli koło nas w salonie, przez co się od siebie oderwaliśmy. To był bardzo dobry pomysł, że Amy do nas przyszła...
- Moglibyście przestać... - odparł Louis.
- A co zazdrościsz? 
- A jak myślisz, kiedy Eleanor jest u jakiejś koleżanki? - retorycznie zapytał, a w tym samym momencie mój telefon zaczął dzwonić oraz wibrować. Spojrzałem na wyświetlacz. Zayn. Przejechałem palcem po ekranie, a po chwili przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Halo? 
- No co jest? - zapytałem obojętnie.
- Niall... - załkał wprost do słuchawki. Lekko się spiąłem i nerwowo poruszyłem się na kanapie. Ja pierdole! Przecież on pojechał, a właściwie poszedł po Victorię!
- Co się stało?
- Przyjedź... Przyjedź do szpitala Św. Tomasza. 
- Ale co się stało?
- Przyjedź. Nie mów nikomu nic. - powiedział, po czym się rozłączył. Wszyscy na mnie patrzyli, jak na debila. "Nie mów nikomu nic." - słowa Malika cały czas dudniły mi w głowie. 
- Dzwonił... Dzwonił Paul.
- Paul? - zdziwił się Liam.
- Yeah. Prosił, żebym przyjechał, ponieważ coś tam się nie zgadza z moim nagraniem. - wymyśliłem coś na poczekaniu.
- Pojechać z tobą? - zapytała się Amy.
- Nie! - momentalnie zaprzeczyłem. - Kochanie, będziesz się tylko nudzić. - wstałem z kanapy i pocałowawszy blondynkę w czoło, ruszyłem do przedpokoju. Szybko nałożyłem pierwszą lepszą kurtkę i buty, i już chciałem wychodzić, ale poczułem uścisk na moim ramieniu. Od razu się odwróciłem. Kurwa, Harry.
- Gdzie jedziesz? - zapytał podejrzliwym głosem. Od razu przełknąłem ślinę, która zebrała się w moich ustach. Czasami zazdroszczę tym wszystkim ludziom, którzy kłamią i wychodzi im to bez problemów...
- Mówiłem już, do studia. - odparłem, lekko się drapiąc po karku.
- Niall, tylko my dobrze wiemy, że skończyłeś wszystko nagrywać, jako pierwszy, a Paul wszystko zatwierdził, więc nie wciskaj mi kitu. Gdzie jedziesz? - powtórzył ściągając brwi w jedną linię. Czy on odpuści? 
- Do studia. - powtórzyłem z lekkim zawahaniem. Patrzył na mnie przez chwile tymi swoimi szmaragdowymi oczami, po czym dodał.
- Nie umiesz kłamać. - stwierdził kręcąc głową na boki. - Jedź już. Mam na dzieję, że nic im się nie stało.
- Lecę. - odparłem i już chciałem wychodzić, ale się zatrzymałem. - Dziękuje. - szepnąłem, na co Hazz skinął głową i pobiegłem do garażu. Wszedłem do auta i jechałem, jak na zabicie do tego szpitala. Łamałem chyba wszystkie przepisy, jakie tylko były możliwe. Przejechałem na czerwonym świetle, przejechałem na żółtym świetle, prędkość przekroczyłem, chyba kilkanaście razy... Jechałem chyba jeszcze gorzej niż Harry... Co się mogło stać?! Ja pierdole! Gdyby Zayn wziął auto, to wszystko byłoby dobrze... Ale nie... On chce iść na nogach i porozmawiać z Victorią! Wszedłem do szpitala na izbę przyjęć. Rozglądnąłem się dookoła i nie zauważyłem żadnej znanej twarzy. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i lekko drżącymi rękoma, wybrałem odpowiedni numer.
- Gdzie jesteś? - rzuciłem od razu.
- Pierwsze piętro. Pod salą operacyjną.
- Że co?! - nie otrzymałem odpowiedzi. Połączenie zostało przerwane. Cały zestresowany wybiegłem schodami na górę. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to duży napis "BLOK OPERACYJNY", a przed drzwiami siedział na krześle mój przyjaciel. Twarz miał ukrytą w dłoniach, a ręce opierał łokciami na kolanach.
- Co się stało? Gdzie jest Victoria?! - popatrzył na mnie oczami pełnymi łez, ale nic nie odpowiedział. Nawet nie drgnął. Po prostu się na mnie patrzył, tymi czekoladowymi tęczówkami. - Co się stało?! Zayn! Kurwa, powiedz coś!
- Ona... uratowała mnie. - załkał. - Dostała... kulkę... ramię... Teraz... Operacja... - tyle udało mi się rozszyfrować z tego co powiedział. Kompletnie nic z tego nie rozumiałem... Ja pierdole, jaka operacja?!
- Spokojnie, wolniej i od początku. - starałem się zachować spokój, chociaż moje ciśnienie zaczęło wzrastać.
- To było tak, że szliśmy sobie, a tu nagle przychodzi Tom. Zaczął coś gadać, nie wytrzymałem i rzuciłem się na niego z pięściami. Zacząłem go bić. Potem przygwoździłem go do ziemi i kazałem jej zadzwonić na policję, ale ona zaczęła mówić, żebyśmy stamtąd poszli. Strasznie nalegała, ale nie zwracałem na to zbytnio dużej uwagi... Gdybym wiedział o co chodzi, postąpił bym inaczej, żeby tylko ją ocalić. Chwile rozmawiali coś chyba po polsku, bo nic kompletnie z tego nie rozumiałem. A potem padł strzał. On miał być dla mnie, ale zachciało jej się zgrywać bohatera i trafiło ją w ramię. Zadzwoniłem po pogotowie, ale ona potem straciła przytomność. Zacząłem się strasznie martwić. Przyjechała karetka, spytała się, czy jestem kimś z rodziny, a ja, że jestem jej chłopakiem i tylko dlatego mnie wzięli. Jak trafiliśmy tutaj to oni szybko zabrali ją na blok operacyjny, nawet mi nie mówiąc po co. I zadzwoniłem po Ciebie i resztę właściwie wiesz... - dokończył, po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Mój oddech przyspieszył, tak samo, jak rytm mojego serca. Nie mogłem uwierzyć, że to się stało na prawdę. Że on wrócił, że ktoś ją postrzelił, że coś się jej stało! Ona jest dla mnie, jak siostra, której nigdy nie miałem. Taka młodsza przyjaciółka, którą muszę chronić. Jest dla mnie bardzo ważna... Moje powieki opadły, przez co łzy znajdujące się na powierzchni moich oczu, opadły na gorące z emocji policzki. Szybko ruszyłem w kierunku roztrzęsionego Zayn'a. Usiadłem koło niego i delikatnie położyłem rękę, na jego ramieniu. Nie wiedziałem, co kompletnie mam o tym wszystkim myśleć.
- Ja nie chce, aby jej coś się stało. Jeszcze w dodatku przeze mnie... - niemal szepnął, między falami płaczu. - Zależy mi na niej... Tak, kurewsko, mi na niej zależy... - dodał, po czym lekko pociągnął nosem.
- Wiem Zayn. Wiem. Ale nie martw się. Wszystko będzie dobrze... - próbowałem go jakoś pocieszyć, chociaż nawet nie wiedziałem jak. To wydaje się jeszcze trudniejsze, niż na początku.
- Niall, jakbyś się, czuł, gdy osobie, do której coś czujesz, stało się coś po raz drugi, a to wszystko z twojego powodu? Przeze mnie ona tylko cierpi... - gadał, jak najęty, lekko się podniosłem i szybko go przytuliłem.
- Najlepiej przestań już gadać... - mruknąłem, a mój przyjaciel odwzajemnił uścisk. W pewnym sensie go rozumiem. Gdyby na przykład Amy cierpiała przeze mnie to bym chyba tego nie przeżył. To na prawdę "niszczy" człowieka, gdy osoba dla ciebie ważna przechodzi męczarnie. Te blizny na nadgarstkach Victorii są przerażające, Czasami chciałbym, jakoś jej pomóc, ale sam nie wiem jak... Nie wiemy, czy coś jeszcze nie działo się coś w jej przyszłości... Może... Sam już po prostu nie wiem...
- Przepraszam, Zayn Malik? - usłyszałem, jakiś męski głos dokładnie nad nami. Momentalnie się od siebie oderwaliśmy, po czym wstaliśmy na równe nogi. Przed nami stało dwóch funkcjonariuszy policji, ubrani w swoje służbowe mundury.
- Tak, to ja. - odezwał się czarnowłosy chłopak. - W czym mogę pomóc? - grzecznie zapytał ocierając swoje mokre od łez policzki. No i to kolejny moment, kiedy Zayn płakał. Jego czekoladowe tęczówki, były otoczone czerwoną obwódką.
- Zostaliśmy poinformowani, że Victoria Szymańska została tego dnia postrzelona. Czy mógłby pan powiedzieć, jak to się wszystko stało? - powiedział ten starszy. Mulat odetchnął, po czym znowu streścił całą tą popieprzoną historię, rozklejając się przy tym na nowo. W pewnym momentach musiałem kontynuować za niego, ponieważ on nie był w stanie. - Dobrze, bardzo dziękujemy za te ważne informacje. Niech pan jeszcze jutro przyjdzie na komendę złożyć zeznania. A i jeszcze jedno. Kto jest lekarzem prowadzącym? - zapytał, na co chłopak westchnął.
- Sam chciałbym wiedzieć. - odpowiedział masując się lekko po skroniach. Biedak się jeszcze wykończy. Policjanci pożegnali się i odeszli.
- To co z tym robimy? - zadałem pytanie.
- W sensie?
- Czy powiadamiamy re... - nie dokończyłem, ponieważ drzwi od sali operacyjnej gwałtownie się otworzyły. Najpierw wyszedł zapewne lekarz, ponieważ miał na sobie biały fartuch, a na szyi miał zawieszony czarny stetoskop. Za nim na łóżku została wieziona Victoria. Na swojej prawej ręce miała owinięty bandaż, a oczy były przymknięte, pod wachlarzem czarnych i gęstych rzęs. Zayn momentalnie poderwał się z krzesła i podbiegł do dziewczyny, nie zwracając na nic uwagi. Ja natomiast szybko podszedłem do mężczyzny w podeszłym wieku.
- Przepraszam?
- Tak?
- Jak z Victorią?
- Twoja znajoma została postrzelona w ramię. Niestety kulka utknęła w ręce, na szczęście nie wywołując bardzo poważnych obrażeń. Wyciągnęliśmy pocisk, ale dziewczyna straciła dużo krwi. Powinna obudzić się za jakąś chwilę. Na razie zostanie przewieziona do sali pooperacyjnej numer 58. Przepraszam, ale muszę iść złożyć zeznania policji.
- Tak. Oczywiście. - rzekłem, a mężczyzna, wcześniej się kłaniając, odszedł. Szybko ruszyłem we właściwym kierunku. W międzyczasie napisałem SMS'a do Harrego, aby tutaj przyjechał wraz z Amy. Gdy już chciałem przekroczyć próg pomieszczenia zobaczyłem coś co złamało moje serce. Zayn klęczał przed łóżkiem Victorii, która leżała w bezruchu na śnieżnobiałej pościeli. Jego twarz była przyciśnięta do jej brzucha, a w swoich dużych dłoniach trzymał jej bardzo małe.
- Tak bardzo Cię przepraszam... Nigdy nie chciałem, żeby Tobie coś się stało, abyś przeze mnie cierpiała... Nigdy... Tak bardzo mi na Tobie zależy... Szkoda tylko, że nie mogę Ci tego powiedzieć. Jesteś szczęśliwa, a tylko na tym mi zależy... - szeptał. Czemu to jest takie chore?! Czemu ona się na to zgodziła?! Na cały ten związek z Harrym?! Stałem tak w drzwiach, ale w końcu wycofałem się. Siadłem na najbliższym krześle i schowałem twarz w dłoniach. Jeżeli oni mu nie powiedzą, to chyba ja to zrobię. Nie mogę patrzeć, jak on cierpi, zresztą ona też cierpi. To chyba gorszy dramat od "Romeo i Julii". Mam tylko, że to się nie skończy, jak w tej książce. Odczekałem chwilę i wszedłem do sali. Tym razem zostałem Zayn'a stojącego przed oknem i wpatrującego się w nie.
- Nialler powiedz mi czemu ja jestem taki głupi?! To ja powinienem tu leżeć, a nie ona. Po co ona mnie ratowała?! No po co?! To wszystko moja wina. Przeze mnie ona tylko cierpi. Kurwa, rozumiesz? Przeze mnie!
- Ej, nie możesz się za to obwiniać. Nic w tym nie jest twoją winą. To była jej decyzja, że Cię uratowała. Sam mówiłeś, że rozmawiali po polsku. Skąd mogłeś wiedzieć co się stanie? - powiedziałem smutnym, ale stanowczym głosem. Podszedłem do niego i również wpatrywałem się w widok za oknem. Ciekawi mnie co on jej mówił. Czego on od niej chce? Co on chce jej zrobić? Dlaczego on się na niej tak wyżywa? Za mało przeszła w życiu? Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Odebrałem nawet nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Wyjdź na korytarz. - usłyszałem głos Harrego, a zaraz po nim sygnał oznajmiający koniec połączenia. Tak jak prosił, tak zrobiłem. Przy windzie zauważyłem Styles'a i blondynkę. Szli w moją stronę.
- Niall! Co się stało?! - Amy od razu zaczęła panicznie krzyczeć. No tak, w końcu to jest Amy, a ona zawsze tak reaguje...
- Spokojnie. Tylko nie panikuj. - zacząłem, ale zauważyłem lekkie podenerwowanie u obojga - Victoria... najprawdopodobniej uratowała, życie Zayn'owi. Sama została postrzelona... - starałem się zachować spokój. Przynajmniej na zewnątrz. 
- Ale ty nie chcesz powiedzieć, że... - patrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, w których powoli zaczęły zbierać się łzy.
- Nie! Na szczęście dostała w ramię. Przed chwilą przywieźli, ją z sali operacyjnej. Nic jej nie będzie. - szybko wytłumaczyłem.
- Ale... ale jak to postrzelona? Przez kogo? Jak? - głos Harrego strasznie drżał. Nie dziwię się chłopakowi.
- Jej ojciec. Tom wrócił. - te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
- Tom? Ale... ale, jak to? - jąkała się moja dziewczyna.
- On jest tutaj w Londynie. To ktoś od niego strzelił. Lepiej chodźmy. - powiedziałem i chwyciłem blondynkę za rękę. Jej ciepłe palce idealnie wplotły się w moje. Gdy przeszliśmy próg sali od razu zwróciliśmy uwagę mulata, który stał przy łóżku brunetki i delikatnie trzymał jej dłoń. Jego wzrok ilustrował każdego z nas, aż stanął na Harrym. Spodziewam się co teraz czuje. Musi mu być strasznie ciężko. Tylko szkoda, że on nie może się dowiedzieć całej prawdy. Byliby razem z Vicky szczęśliwi... Ah... Jeszcze Perrie. Zayn momentalnie puścił rękę brunetki, po czym się wyprostował. Ja, Harry i Amy ruszyliśmy w głąb pokoju, a Malik nas wyminął. Dokładnie obserwowaliśmy każdy jego ruch. Gdy już chciał wyjść z pomieszczenia, odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Jego pełne współczucia oraz miłości, którą zauważyłem, spojrzenie ponownie wylądowało na nieprzytomnej dziewczynie, której klatka piersiowa unosiła się w regularnym tempie.
- Ja nie chciałem, aby to się stało. Przepraszam. - powiedział lekko ochrypniętym głosem, spowodowanym przez to, że przez ubiegłą godzinę cały czas płakał. Po chwili wybiegł z pokoju, znikając z zasięgu naszych oczu. Na twarzy Amy i Harrego malowało się lekkie zdziwienie i współczucie. Wszyscy staliśmy jeszcze w osłupieniu. Strasznie mu współczuje.
- Może ja pójdę z nim porozmawiać, bo strasznie się za to obwinia. - zaproponowałem i już chciałem za nim pobiegnąć, ale przeszkodził mi głos mojej ukochanej.
- Nie, ja pójdę. Czuwajcie nad Vicky. - i wybiegła z pomieszczenia.

*** Oczami Zayn'a ***

Szczerze? Nie wiem na kogo jestem bardziej zły. Na popierdolonego ojca Victorii, który ponownie pojawił się w życiu brunetki, na siebie, że jej nie uchroniłem przed nim, czy na Vicky, że chciała mnie ocalić, a właściwie to zrobiła. Gdyby nie ona to bym, za około dwa dni, z nieba mógłbym oglądać swój pogrzeb. Jestem jej kurewsko wdzięczny, ale widząc ją z tym bandażem i jeszcze w śpiączce, moje serce pękło chyba na miliony kawałków. Nie chciałem, aby jej się coś stało przeze mnie. Ja tylko marzę o tym, aby była szczęśliwa, a najlepiej, aby była szczęśliwa ze mną u boku. Wiem, że to jest niemożliwe, ponieważ gdy miałem szansę, aby to stało się rzeczywistością to spierdoliłem sprawę z Perrie. No, bo jakże by inaczej... Gdy wybiegłem z pokoju oddaliłem się może kilka metrów i usiadłem na podłodze. Na powierzchni moich oczu ponownie zaczęły się tworzyć kolejne łzy. Jeszcze musiał przyjść tutaj Harry! No dobra właściwie to się prawie nie dziwie, w końcu to jego dziewczyna... Szybko otarłem moje policzki. Po jakiejś minucie poczułem, jak jakaś osoba siada dokładnie obok mnie.
- Niall daj sobie spokój, chce pobyć sam. Idź pilnować Victorii, bo może za chwilę się obudzić. - mruknąłem nawet nie podnosząc wzroku. Swoje kolana przyciągnąłem bliżej klatki piersiowej, po czym oplotłem je swoimi rękoma.
- No wiesz, ja mam na imię Amy, ale jak chcesz to możesz mi mówić Niall. - usłyszałem cichy głos dziewczyny. Spojrzałem na nią, a ona posłała mi słaby uśmiech.
- Przepraszam... myślałem... myślałem, że to on. - odpowiedziałem i znowu spuściłem głowę.
- Ej, powinieneś się cieszyć. Ona uratowała ci życie. - powiedziała melancholicznym głosem, lekko klepiąc mnie po ramieniu.
- Cieszyć?! Ona teraz leży nieprzytomna! I to przeze mnie! A ja mam się cieszyć?! - mimowolnie uniosłem głos.
- Nic w tym nie jest twoją winą. Ona zdecydowała cię chronić. Postąpiła we właściwy sposób. - stwierdziła.
- Mówisz tak samo jak Niall. - lekko zachichotałem.
- Może faktycznie pasujemy do siebie. - zaśmiała się krótko.
- Czemu uważasz, że postąpiła właściwie? - te słowa niekontrolowanie opuściły moje usta. Z niecierpliwieniem czekałem na jej odpowiedź.
- Gdyby tego nie zrobiła pewnie byś walczył teraz o życie, a co gorsze mogłoby cię już nie być na tym na świecie... A tego z pewnością, by już nie zniosła. Jesteś jej przyjacielem. A właściwie ma tylko nas, bo jej mama umarła, o rodzeństwie nie wspominała, czyli nie ma, a o ojcu sam wszystko wiesz... Popatrz ile ma spraw na głowie. Szkoła, praca, ojciec... Nawet nie wiesz jak bardzo się zmieniła. Odkąd zjawił się Tom, mniej się uśmiecha, boi się własnego cienia. Widać to po niej, ale nie przyzna się do tego. Stara się być twarda na zewnątrz, ale jak jest jakaś poważniejsza sprawa, wiesz jak to się kończy. Jednym słowem: żyletka. Jej pomaga ból, jak ona mi to już tłumaczyła, ale kompletnie tego nie rozumiem. To jest chore. Boi się nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o nas. Pamiętasz, jak chciała wrócić do Polski? Po prostu chce nas chronić, jakby obawiała się, że nas straci. Straci swoją rodzinę. Wydaje mi się, że ukrywa coś jeszcze przed nami. Zgaduję, że o połowie pogróżek od Tom'a nawet nie wiemy. Taka właśnie ona jest. Teraz martwi się jeszcze o Eleanor, która jest w ciąży. Ale mam na myśli czasy, jak jeszcze była w Polsce, to jej dzieciństwo, że stało się wtedy coś jeszcze, ale nie była jeszcze w stanie tego nam powiedzieć. Sama nie wiem... Może to tylko moja zasrana intuicja. - zakończyła.
- Co masz dokładnego na myśli?
- Nie wiem... Może... Sama nie wiem... Może mnie się tak tylko wydaję... Ale jeśli, rzeczywiście moje przeczucia to prawda, to dowiemy się tego od Victorii. - wytłumaczyła, na co skinąłem głową.
- Chodź. Idziemy. Za chwilę może się obudzić. - wstała z podłogi, po czym otrzepała niewidzialny pył, a po chwili wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Nie. Ja... Ja już przy niej siedziałem... Po wybudzeniu powinna zobaczyć Ciebie, Harrego - jej chłopaka i najlepszego przyjaci...
- Nawet tak nie mów. - momentalnie zaprzeczyła. Rzeczywiście mają bardzo podobny charakter z Naill'em.
- Amy... Na serio wszystko okey. Jak co, to ja tutaj cały czas jestem. - wymusiłem się na lekki uśmiech.
- Okey. Wierzę ci na słowo. - odparła, po czym wróciła, gdzie leży niebieskooka piękność.

*** Oczami Victorii ***

Huk. Ogłuszający huk. Po nim następuje śmiech, ale nie ten szczery... Tylko ten szyderczy. Ten, od którego przechodzą ciarki po plecach. Osoba śmieje się coraz głośniej. Zakrywam uszy. Nie chcę tego słyszeć, ale to nie pomaga. Mam wrażenie, że ten głos jest w mojej głowie. Tylko wzrasta na sile.
- Przestań! - krzyczę w końcu, ale nic to nie daje.
Nagle wszystko się zmienia. Śmiech ustaje.
Widzę go. Widzę go mierzącego, do nic nie świadomego chłopaka, pistoletem. Krzyczę, żeby się odwrócił, żeby uciekał, ale mnie nie słyszy. Jestem za daleko. Po dosłownie sekundzie, pada strzał.
- Nie! - krzyczę po raz kolejny, gdy widzę jak jego ciało upada. To koniec.

Momentalnie się podniosłam, a białe światło zaczęło mnie okropnie razić. Nie zważałam na przerażający ból w górnej części prawej ręki, z której miałam prowadzone wiele rurek, prowadzących do pikających urządzeń dokładnie za mną. Nie liczyło się kompletnie nic. Musiałam go zobaczyć. Zobaczyć jego idealną twarz, lśniące włosy, promienny uśmiech. Usłyszeć jego melodyjny głos. Zobaczyć, że jest bezpieczny, a jemu nic nie jest. Że żyje. Dopiero po chwili moje oczy przystosowały się do otoczenia, przez co przestały mniej piec. Po moich policzkach niekontrolowanie spłynęła fala łez, przez co nie mogłam dostrzec rysów twarzy osób znajdujących się w pokoju.
- Gdzie jest Zayn?! - zapytałam w panice, przeczesując kosmyki włosów, które swobodnie opadły mi na twarz. Jeśli coś mu się stało. Jeśli... jeśli on nie żyje... To skończę tak samo jak on.
- Victoria... - usłyszałam dźwięk mojego imienia. Po chwili przed sobą zobaczyłam głębokie i szafirowe oczy przez sobą, na co zaczęłam krzyczeć, kuląc się przy tym, jak najdalej od tej postaci Gdzie on jest?!
- Zayn! On nie żyje? - krzyknęłam ponownie. - On nie żyje. O mój Boże. Nie zdążyłam. - powtarzałam w kółko. Moje ciało zaczęło całe drżeć. Zupełnie straciłam nad nim panowanie. W ogóle nie byłam się w stanie opanować. To było zdecydowanie silniejsze ode mnie. Ręce zaczęły mi się pocić, a co ważniejsze trząść. Czułam się, jakbym dostała, jakiś atak padaczki. Co chwilę tylko unosiłam ręce, aby pozbyć się nadmiaru słonej cieczy w okolicach kącików moich oczu. W pewnym momencie drzwi sali szpitalnej gwałtownie się otworzyły, a następnie odbiły się od sąsiadującej ściany, a w nich ukazała się wysoka i umięśniona, lecz dalej chuda postawa mężczyzny, który zaczął małymi kroczkami zbliżać się w moją stronę. Po sekundzie mogłam w pełni zobaczyć jego twarz. Zayn. O mój Boże! Zayn! Jego delikatna i ciepła dłoń wylądowała na jednym z moich policzków, jakby nie dowierzał, że tutaj jestem, a właściwie było odwrotnie. Niekontrolowanie rzuciłam się mu w ramiona, owijając ręce wokół jego szyi. Sama nie wiem dlaczego, ale czułam kolejną falę płaczu, ale już chyba tego szczęśliwego. On żyje... Jest tutaj... Ze mną... Ręce Mulata wylądowały na mojej talii jeszcze bardziej przeciągając mnie do jego ciała, przez co wylądowałam na jego kolanach. Swoją głowę schowałam w zagłębieniu nad wystającym obojczykiem. Przez moją koszulę mogłam wyczuć dosłownie każdy zarys jego mięśni brzusznych, ponieważ nie miał na sobie żadnej koszulki, tylko w pełni rozpiętą bluzę.
- Ty... Ty żyjesz... Ty tutaj jesteś... - szepnęłam, jak w jakimś transie. Na szczęście zdążyłam. - Nic tobie nie jest...
- Tak. - usłyszałam jego odpowiedź, która była wypowiedziana w bardzo delikatny sposób, jakby bał się, że się jego przestraszę.
- Tak strasznie bałam się, że nie zdążę, że coś ci się stanie, że zginiesz tam na miejscu z ręki... wspólnika mojego ojca. - szlochałam w jego ramię. Na samą myśl co mogłoby się stać mocniej się w niego wtuliłam. Moja głowa wylądowała na jego ramieniu.
- Dziękuję. Tak strasznie Ci dziękuję i przepraszam... - wyszeptał wprost do mojego ucha, zahaczając o jego płatek, przez co wzdłuż mojego kręgosłupa przeszła fala bardzo przyjemnych dreszczy.
- Nie masz za co. To ja powinnam cię przeprosić...
- Jest... Gdyby nie ty to...
- Błagam Cię nie kończ... - szepnęłam mocniej zaciskając powieki. Nawet o tym nie mogę myśleć, bo robi mi się okropnie słabo. Gdy znajdowałam się tak blisko niego, czułam przyspieszony rytm jego serca. Jego ciepły oddech łaskotał mnie w kark, a jego usta czułam tuż przy skórze mojej szyi. Łzy dalej spływały po policzkach, a następnie kapały na jego bluzę.
- Połóż się. Powinnaś odpocząć. Zaraz pewnie przyjdą policjanci. - powiedział, a moje ciało momentalnie się spięło.
- Nie, ja nie chcę. Zostań ze mną. Ja się boję. Nie opuszczaj mnie... - szeptałam.
- Nigdy Cię nie zostawię... Nigdy... - usłyszałam tuż nad swoim uchem, po czym chłopak się ode mnie oderwał ukazując czekoladowe pełne zmartwienia i bólu tęczówki. Jego twarz wyglądała na zmęczoną, ale mimo tego i tak była po prostu idealna. Jego gorąca dłoń, delikatnie  wylądowała na moim prawym policzku, lekko go gładząc i ocierając słoną ciecz, przez co musiałam przymknąć oczy.
- O...Obiecujesz? - powiedziałam, lekko się jąkając. Zayn doskonale zeskanował moją twarz. Podejrzewam, że wyglądałam po prostu okropnie. Włosy potargane, oczy rozmazane, a po całych policzkach ciągną się czarne smugi tuszu do rzęs, który spłynął wraz z wylanymi łzami. Jaka sytuacja, taki wygląd.
- Obiecuję. Na zawsze. - bardzo delikatnie pocałował moje czoło i odsuną się na tyle, że mogłam zobaczyć resztę osób przebywającą w pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zielone tęczówki, na co mimowolnie się wzdrygnęłam, ale gdy tylko dopasowałam do nich osobę, moje ciało się rozluźniło. Obok Harrego stał jeszcze Niall oraz Amanda. Chłopak miał przekrwione oczy, a dziewczyna nie. Ona jest silna. Przy mnie płakała tylko dwa razy, przy obydwóch moich próbach samobójczych...
- Victoria... - usłyszałam cichy szept, wypowiedziany przez głos z bardzo charakterystyczną chrypką. Mimowolnie przybliżyłam się do mulata. Po chwili do sali wszedł lekarz.
- O, widzę, że panienka się już zbudziła. - rzekł, na co pokiwałam twierdząco głową. - Jak się czujesz?
- Trochę mnie boli ręka. - szepnęłam, bo tylko na to było mnie stać.
- To normalne po operacji. Zaraz leki przeciwbólowe, które już podaliśmy, powinny zadziałaś. - powiedział. - A tak się pan martwił o pańską dziewczynę, a tu wszystko w porządku. - dodał w stronę Zayn'a, po czym skinąwszy głową, wyszedł z pokoju. Zaraz... Dziewczynę?
- Dziewczynę? - wszyscy, jak na zawołanie wypowiedzieliśmy te słowa.
- Musiałem na ściemniać, żebym mógł z nią jechać karetką. - rzucił obojętnie, wzruszając ramionami, No tak, co ja sobie myślałam... Że niby on by chciał, abym była jego dziewczyną... Niedoczekanie moje...
- A chciałbyś? - zapytał Harry. Co?! Ja go chyba za to zabiję. Jak Zayn się czegoś dowie, obojętnie czego to zabiję go gołymi rękoma. Każdy z obecnych miał minę typu WTF?!
- Słucham? - Malik widocznie się zdziwił.
- Czy chciałbyś, aby Victoria była twoją dziewczyną? - zapytał w tym samym czasie patrząc dokładnie na mnie. Gdybym umiała zabijać wzrokiem...
- Skąd... Skąd ci to przyszło do głowy? - lekko wyjąkał. Zaczął się nerwowo poruszać, a jego ręka zniknęła z mojego kolana, gdzie cały czas się znajdowała. Od razu poczułam jej brak.
- Tak jakoś. - wzruszył ramionami Loczek.
- Ja... ja... - nie mógł się wysłowić, ale nagle do sali weszło dwóch mundurowych.
- Dzień dobry. Mamy do pani kilka pytań. - powiedział jeden. Mimowolnie wzdrygnęłam się i przesunęła, jak najdalej od nowo przybyłych. - Proszę opuścić salę. - zwrócił się do pozostałych, a ja głośno przełknęłam ślinę.
- Czy... czy to jest konieczne? - wyszeptałam, kurczowo trzymając rękaw bluzy Mulata. Ja tutaj nie zostanę sama.
- Niestety, tak. Przesłuchanie jest poufne. - wytłumaczył, a w tym samym momencie moja głowa była tuż przy torsie chłopaka.
- Ale przecież Zayn już składał zeznania, więc może w ostateczności zostać, prawda? - usłyszałam głos blondyna.
- W ostateczności, tak. - potwierdził jeden z nich. - Ale na to Pani Victoria musi się zgodz...
- Zgadzam się! - niemal wykrzyknęłam. Do tego, aby został nie trzeba mnie przekonywać. Ostatecznie wyszli wszyscy oprócz Malik'a.
- A więc niech pani nam opowie jak doszło do strzału. - starszy podszedł bliżej łóżka, a ja już prawie siedziałam chłopakowi na kolanach. To nie moja wina. Ja nad tym nie panuję. Jak tylko on się przybliża to ja się oddalam. Zupełnie jak magnesy o tych samych biegunach... Doskonale czułam ciepły oddech chłopaka na swojej szyi.
- Dziękuję, że tutaj zostałeś...
- Dokładnie wiesz, że nie ma za co. - odpowiedział, po czym jego ręce wylądowały na moich udach, kreśląc na nich przeróżne wzorki, a ja zaczęłam odpowiadać na wszystkie pytania funkcjonariuszy.

_________________________________________________________________
No i mamy rozdział 61, który w ogóle dla nas nie ma sensu... On jest straszny strasznie pogmatwany... Za co bardzo przepraszamy! Jak macie jakieś pomysły, czy coś w tym rodzaju to piszcie! Chętnie poczytamy! :)
KOMENTUJCIE, ponieważ to na prawdę MOTYWACJA do DALSZEJ PRACY!!!
ZOSTAWCIE JAKĄŚ PAMIĄTKĘ W POSTACI KOMENTARZA! :)
Całujemy! ;* /Katy&Care.

13 komentarzy:

  1. cudoooo!!!! Super piszecie i czekam na next!
    ~Wiktoria ☺️

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski *__* Zayn biedny tak się martwił :( A Hazz pytanie było dobre :) (y) Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! Cudo *_* Niech oni powiedzą Malikowi o tym wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawał O.O
    Zayn powinien wreszcie dowiedzieć się prawdy!

    OdpowiedzUsuń
  5. KOCHAM <3 :* \ Kornela

    OdpowiedzUsuń
  6. TAK WIEC PRZYBYWAM Z NIE WIEM JAKIM OPÓŹNIENIEM I ZALEGŁOŚCIAMI ZA CO MEEEGA PRZEPRASZAM :(((

    Co do rozdziału....hmhhh nie wiem od czego zaczac. Od zawsze byłam Varry czy tam Viall, ale w tym rozdziale Zayn był tak cholernie słodki ze az trudno było przyznać racje. :(( co NIE ZMIENIA FAKTU ze moje poglądy sie nie zmieniły :3

    Hmhhh mam wrażenie, ze Victoria jeszcze cos ukrywa ze swoim dziecinstwem i jestem meeeega ciekawa o co mogłoby chodzic. Jeśli juz o tym mowa to ja juz sama nie wiem o co chodzi temu ojcu :(( psychiczny jakiś :c

    Mam tylko nadzieje... No dobra tak pol na pol XD ze Vic tylko nie słyszała tych słów od Zena. Achhhh no i z drugiej strony chce, zeby sie on wreszcie dowiedział prawdy...NIE MYŚLCIE SOBIE ZE NIE JESTEM JUZ VIALL CZY VARRY. Xdd po prostu chce znać jego reakcje XD bo trochę, z podkreśleniem na teoooooche mi go żal :((

    OdpowiedzUsuń
  7. Od zawsze jestem Ziktoria i nią już zostanę forever!! ten rozdział jest soł sweet!!!! AWWWW czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Na serio, nie mam żadnych zastrzeżeń, co do tego rozdział, ponieważ jest boski!! Wiedzcie, że będę czekać na next, nie ważne, ile będę musiała! Jednak nie ukrywam, że chciałabym, żeby był chociażby jutro ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluję! Zostałaś nominowana na moim blogu do Libster Award. ;3 Więcej informacji na tej stronce ---> http://still-the-one-ff.blogspot.com/2014/11/libster-award.html
    Pozdrawiam. ♥
    +
    Cudooowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. NO SERIO?????
    TO oczywiste że Zayn i Vic są dla siebie stworzeni.....CZY ONI NIE MOGĄ DAĆ SOBIE TEJ DRUGIE SZANSY?!?!!
    ale to skomplikowane :\
    co do rozdziału to oczywiście świetny , trzymający długo w napięciu <3
    nie wierzę że już 61 :)
    wcześniej mi się wydawało że do 100 to tak dużo a teraz to już tylko 39...
    Pozdrawiam i zyczę weny!! \ stała czytelniczka Marcela
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Co do rozdziału ...... BOSKI. Co do Zayn'a i Victorii są stworzeni dla siebie i tak musi być. !!!!
    Nie możemy doczekać się następnego rozdziału ;)
    ~ Tori and Van <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za komentarze xx